Antoni Marczyński - Pieczen z antylopy.pdf

(1169 KB) Pobierz
Antoni Marczyński
PIECZEŃ Z ANTYLOPY
Spis treści
Pieczeń z antylopy
Wśród halfy stepów szumiących…
Dlaczego Mr. J. Smith zabił człowieka???
Perły
Biały jacht
Kąt widzenia
Gentleman
Kościane szachy
Siostrą ci będę
Tekst wg wydania Towarzystwa Wydawniczego “Rój”, Warszawa 1928.
PIECZEŃ Z ANTYLOPY
I
Nikt z pewnością na całej olbrzymiej wyspie nie potrafi tak po mistrzowsku i na
poczekaniu upiec upolowanej zwierzyny, jak stary Dżaf. Ten królik wioskowy musiał
chyba w swej młodości być kuchcikiem w jakiejś pierwszorzędnej restauracji europejskiej
któregoś z miast portowych.
Oto mam przed oczyma przepiękny krajobraz, jakich nie brak na Borneo. Siedzę na
zwalonym pniu drzewa, które zębem czasu podcięte runęło na łąkę wdzierającą się ostrym
językiem w puszczę. Z trzech stron, niby bumerang olbrzymi, otacza łąkę niebotyczna,
zbita, zwarta ściana dziewiczego lasu. Przede mną teren opada tarasami aż do szeroko
rozlanej rzeki, która jest jednym z prawych dopływów potężnej Kapuas…
Kapoewas
przez Holendrów nazwanej… Wstęga wody przechodzi prawie niewidocznie w pas
mokradeł, moczarów, malarycznych, zdradliwych bagien. Dalej, tło obraz zamykające to
góry,
a wśród nich „góra płomieni”. Smukły, ostry stożek tego wulkanu wżarł się głęboko w
zwiewny tiul białych obłoków, które błądzą po lazurowej kopule niebios…
Więc wzrok mój niechętnie odrywa się od boskiego krajobrazu, by spojrzeć w
kierunku ogniska, przy którym brunatny Dżaf gotuje ucztę myśliwską. A jednak muszę
spojrzeć… Zbyt ponętny zapach drażni me nozdrza i zaostrza apetyt już i tak niezgorszy
po całonocnych łowach… Sam, wierny służący, asystuje kacykowi, chcąc zgłębić arkana
jego sztuki kulinarnej… Tylko Hektor, mój czworonożny przyjaciel, przywarował w
pobliżu, obok zastrzelonego nad ranem tygrysa. Przywarował przez nadmierną
troskliwość, aby potężny kot nie ożył nagle i nie drapnął w dżunglę, porwawszy wprzód
któregoś z nas na śniadanie…
— Zbądź obaw, dzielny piesku! On już nie wstanie. Moje dwie kule uspokoiły go
skutecznie i na zawsze… Stop, Hektor… Czemu się zrywasz? Niepokoi cię chrzęst
krzaków? Czy nie widzisz, że ścieżką od wioski nadchodzą małżonki imci Dżafa, by
ściągnąć skórę z mojego tygrysa?…
Bo Dżaf posiada trzy żony, jak na królika wioski Dajaków przystało…
Oto idzie najstarsza. Gruba megiera, bardziej do orangutana podobna niż do człowieka.
To matka dwóch synów Dżafa, którzy jako zakładnicy pozostali u mego przyjaciela, sir
Roberta Bruce’a, rezydenta wielkobrytyjskiego przy radży w Kutjing… Pozostali, jako
żywa kaucja, że ja żywy z wyprawmy myśliwskiej w kraj ludożerców powrócę…
— Dżaf!… — rzekł Robert, oddając mnie pod opiekę kacyka. — Mój przyjaciel trafia
kulą kolibra w locie, a jego strzelba może zabić stu nędznych Dajaków, zanim na
odległość strzału z łuku przybiegną, lecz mimo to zatrzymuję twych synów… dla
pewności… Gdyby jemu włos spadł z głowy, twoje szczenięta rzucę mojemu
krokodylowi, którego w parkowej widziałeś sadzawce… a ciebie stary drabie znajdę,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin