Smith Karen Rose - Bezbronne serce.pdf

(409 KB) Pobierz
Karen Rose Smith
Bezbronne serce
Rozdział 1
Że też akurat dzisiaj musiała się spóźnić!
Brianne Barrington odgarnęła kasztanowe loki, pchnęła szklane drzwi i
zdyszana wpadła do Poradni Zdrowia Rodzinnego Beechwood. Co będzie, myślała
spanikowana, jeśli doktor Jed Sawyer zechce mnie zwolnić? Jego pierwszy dzień w
przychodni może okazać się dla niej ostatnim dniem pracy. Brianne zaczęła
pracować zaledwie pół roku temu i była to jej pierwsza posada po ukończeniu
szkoły pielęgniarskiej.
Zebrało jej się na płacz, gdy wspomniała, z jakiego powodu musiała opuścić
ceremonię wręczania dyplomów. Zamrugała szybko, powstrzymując łzy.
W poczekalni było już pełno ludzi. Brianne szła szybkim krokiem.
Co się stało?
Z gabinetu wyszła jej współlokatorka, Lily Garrison.
Jasne
włosy związała dziś nisko na karku w koński ogon.
Źle nastawiłam budzik.
Zwykle wychodziły do pracy razem, ale tego ranka Lily miała spotkanie z
nauczycielką swojej pięcioletniej córeczki, Megan.
– Doktor Sawyer nie jest zbyt zadowolony –
ostrzegła
Lily.
Wprawdzie starałam się zająć i jego pacjentami, ale doktor Olsen też ma ich
dziś sporo.
Na początku Brianne pracowała razem z Lily, ale kiedy zatrudniono drugiego
lekarza, została jego pielęgniarką. Znów poczuła niepokój na myśl o
niezadowoleniu doktora Sawyera.
Już jestem. Schowam tylko torbę i włożę fartuch.
Nagle w drzwiach gabinetu numer cztery, skąd dobiegał płacz dziecka, stanął
wysoki czarnowłosy mężczyzna o przenikliwych zielonych oczach. Jego spojrzenie
prześliznęło się po Lily i spoczęło na Brianne.
To pani jest moją pielęgniarką?
Z jakiegoś powodu na dźwięk słowa „moją” Brianne poczuła dziwny dreszcz,
ale mimo to uprzejmie wyciągnęła rękę.
Brianne Barrington. Przepraszam za spóźnienie. Zwykle jestem bardzo
punktualna, jednak...
– Nie
interesują mnie pani wyjaśnienia, panno Barrington.
A teraz, skoro już pani przyszła, proszę zabrać się do pracy.
Mam tu dwuletnią dziewczynkę, która nie pozwala się do siebie zbliżyć. Czy
może pani coś z tym zrobić?
Zabrzmiało to jak wyzwanie. Brianne musiała udowodnić, co potrafi.
Spróbuję, doktorze Sawyer
odparła, wytrzymując jego spojrzenie.
Nagle z przerażającą jasnością zaczęła dostrzegać jego szerokie ramiona,
mocno zarysowaną szczękę, bijącą od niego pewność siebie. Widać było, że doktor
Sawyer
jest człowiekiem, który jeśli raz podejmie jakąś decyzję, nie ustąpi ani o
krok.
Z trudem odwróciła wzrok.
Weźmiesz to do naszego pokoju?
spytała, podając Lily torbę.
– Nie ma sprawy –
odparła przyjaciółka.
W gabinecie Brianne rzuciła okiem na kartę, by sprawdzić imię małej pacjentki.
Cześć, Cindy
uśmiechnęła się do zapłakanej dziewczynki.
Mała popatrzyła z niepokojem na Brianne, a gdy do środka wszedł doktor
Sawyer, znów wybuchła płaczem.
– Tak mi przykro –
zawołała matka Cindy, obejmując córeczkę.
– Podczas
ostatniej wizyty doktor Olsen zrobił jej zastrzyk i teraz biały fartuch przypomina
jej...
Krzyk dziecka świdrował w uszach. Brianne musiała szybko coś wymyślić.
Sięgnęła po długopis, po czym na kciuku i palcu wskazującym narysowała buźki.
Podeszła
do dziewczynki, machając palcami.
Jesteśmy pomocnikami pana doktora
powiedziała wysokim, melodyjnym
głosem.
Bardzo chcemy, żebyś się uśmiechnęła.
Cindy zamilkła, zapatrzona w palce, które wyglądały jak kukiełki. Tymczasem
doktor Sawyer zdjął fartuch. Może sprawiły to mocne rysy jego twarzy, może
sięgające poniżej kołnierzyka koszuli czarne włosy albo muskularne ramiona, ale
patrząc na jego białą koszulę, granatowy krawat i szare spodnie od garnituru,
Brianne miała wrażenie, że znacznie lepiej czułby się we flanelowej koszuli i
dżinsach.
W końcu dziewczynka uśmiechnęła się, a wtedy Brianne wskazała na lekarza.
Doktor Jed zbada teraz twoje oczka, uszka i gardło.
Palce wydawały się tańczyć wokół wymienianych części ciała.
– Obiecujemy,
że tylko
je obejrzy.
Cindy nieufnie spojrzała na lekarza, ale tym razem z jej oczu nie popłynęły łzy.
Podczas badania Brianne cały czas zabawiała dziewczynkę.
– Zapalenie ucha –
zwrócił się do matki dziecka doktor Sawyer, po czym
ukucnął tak, by jego twarz znalazła się na poziomie buzi dziecka.
– Mamusia da ci
słodkie, różowe lekarstwo. Kiedy je wypijesz, uszy przestaną boleć i poczujesz się
dużo lepiej.
Już?
spytało dziecko, niepewne, co jeszcze może się wydarzyć.
Tak, to już wszystko
odparł doktor z uśmiechem.
Brianne wyjęła z szafki pojemnik z małymi gumowymi zabawkami.
Możesz sobie teraz wybrać jedno zwierzątko i zabrać je do domu.
Cindy niepewnie obejrzała się na matkę.
Śmiało, kochanie
zachęciła ją kobieta.
Dziewczynka z radosnym uśmiechem wyciągnęła z pudła żółtego kotka.
Jed przewiesił fartuch przez rękę.
Mam nadzieję, że antybiotyk okaże się skuteczny
wyjaśniał matce dziecka.
Proszę zadzwonić, jeśli po trzech dniach nie zauważy pani poprawy.
Pogłaskał
Cindy po główce.
Postaram się, żeby kolejne wizyty przebiegały równie
bezboleśnie.
Zanim odwrócił się od dziecka, w jego oczach pojawił się wyraz bólu. Trwało
to jednak tak krótko, że Brianne nie była pewna, czy sobie tego nie wyobraziła.
Po wyjściu Cindy zebrała karty pozostałych pacjentów i wyszła do poczekalni
wezwać pierwszego z nich.
Przez cały ranek współpraca z doktorem Jedem Sawyerem przebiegała
wyjątkowo sprawnie. Brianne niepokoiła się jedynie tym, że dość często mu się
przygląda. Za każdym razem, kiedy do niego podchodziła, w jej głowie rozlegał się
ostrzegawczy dzwonek. Nie miała najmniejszej ochoty angażować się
emocjonalnie w jakikolwiek związek. Dotychczasowe doświadczenia kazały jej
zachować ostrożność. Do czternastego roku życia ukrywano przed nią, że jest
adoptowanym dzieckiem,
a wszyscy ludzie, których kochała, już odeszli.
Było już późne popołudnie, gdy w korytarzu zaczepiła ją rejestratorka, Janie
Dutton.
Czy tobie też zadają tyle dziwnych pytań na temat doktora Sawyera? Jedna z
pacjentek przed zapisaniem się na wizytę chciała wiedzieć, czy jest żonaty.
Tak, mnie też ciągle o coś pytają, ale ja nic o nim nie wiem
odparła.
A co chciałabyś wiedzieć?
spytał Jed, wychodząc z gabinetu.
Brianne spojrzała niepewnie na Janie.
– Chyba dzwoni telefon –
rzuciła zażenowana rejestratorka i szybko odeszła.
– Brianne? –
ponaglił ją Jed.
– Doktorze Sawyer, ja...
Na imię mam Jed.
– Jed... –
mruknęła.
Pacjenci wciąż o ciebie pytają.
Na przykład o co?
nie ustępował.
Nabrała powietrza i wypaliła:
Czy jesteś żonaty, gdzie poprzednio pracowałeś, ile masz lat...
– To wszystko? –
spytał wyraźnie rozbawiony.
– Na razie.
Pokręcił głową.
Pochodzę z Sawyer Springs, więc dobrze wiem, jak działa tutejsza poczta
pantoflowa. Służę podstawowymi informacjami. Niedługo skończę czterdzieści
lat.
Przez ostatnie trzy lata pracowałem w Deep River na Alasce. No i jestem
rozwiedziony –
zakończył poważnym tonem, po czym kiwnął głową w stronę
gabinetu. –
A teraz musimy iść do pacjenta.
Brianne w milczeniu podążyła za nim.
Pod koniec dnia do przychodni
trafił pacjent ze skaleczoną ręką. Jed
zaproponował doktorowi Olsenowi, że sam zajmie się nagłym przypadkiem, jeśli
tylko Brianne zgodzi się zostać dłużej. Nie miała nic przeciwko temu, a nawet się
ucieszyła. Mogła teraz pokazać nowemu przełożonemu, że jej spóźnienie nie
wynikało z braku zaangażowania.
Około wpół do siódmej pacjent miał już założone szwy i w towarzystwie żony
opuścił gabinet. Brianne odprowadziła ich wzrokiem.
Ten pierwszy dzień okazał się wyjątkowo długi
powiedziała, sięgając po
płaszcz.
W Deep River zdarzały się nawet czterdziestoośmiogodzinne dyżury.
Brakowało wam personelu?
Cały personel stanowiły dwie osoby: ja i pielęgniarka
odparł z uśmiechem
Jed, wyjmując z jej rąk płaszcz.
Wioska liczyła zaledwie dziewięćdziesięciu
dziewięciu mieszkańców.
Brianne wsunęła ręce w rękawy i odwróciła się do Jeda.
Lubiłeś tę pracę?
Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Widziała drobne
zmarszczki wokół jego oczu i srebrne nitki na skroniach.
Traktowałem ją jak wyzwanie.
Najwyraźniej
unikał odpowiedzi, zupełnie jakby nie miał ochoty poruszać
żadnych osobistych tematów.
Wyobrażam sobie, jak ciężka musi być praca w takiej odludnej okolicy.
Brianne odsunęła się trochę, czując narastające między nimi napięcie.
– Jeszcze raz
przepraszam
za dzisiejsze spóźnienie. Źle nastawiłam budzik. W dodatku źle
Zgłoś jeśli naruszono regulamin