Clarke Arthur C. - 2061 Odyseja kosmiczna.pdf

(834 KB) Pobierz
Arthur C. Clarke
Odyseja kosmiczna 2061
Pamięci niezwykłej Judy-Lynn Del Rey,
która jako wydawca kupiła tę książkę za jednego dolara
nie mając pewności, czy nawet tyle jest warta.
Od Autora
Odyseja kosmiczna 2010
nie była dalszym ciągiem powieści Odyseja kosmiczna 2001; również ta
książka nie jest zwykłą kontynuacją wątków Odysei 2010. Wszystkie trzy powieści należy traktować
jako wariacje na ten sam temat, powiązane wielu postaciami i sytuacjami, niekoniecznie jednak
rozgrywające się w tym samym Wszechświecie.
Nowe wydarzenia zachodzące od roku 1964 – właśnie wtedy Stanley Kubrick zaproponował mi (na
pięć lat przed wylądowaniem człowieka na Księżycu!) wspólną pracę nad „przysłowiowym dobrym
filmem science fiction” – uniemożliwiły logiczną kontynuację wątków powieści, późniejsze bowiem
historie opierają się na odkryciach i zdarzeniach, których trudno się nawet było spodziewać, kiedy
pisałem wcześniejsze książki. Odyseja 2010 mogła powstać dzięki olśniewającym, szeroko znanym
przelotom „Voyagera” nie opodal Jowisza, ale nie zamierzałem powracać na to terytorium – aż do
momentu otrzymania wyników jeszcze ambitniejszej misji sondy „Galileusz”.
„Galileusz” miał umieścić próbnik w atmosferze Jowisza, sam krążąc niemal przez dwa lata pośród
wszystkich większych satelitów tej planety. Próbnik zamierzano wystrzelić z promu kosmicznego w maju
1986 roku, a cel miał być osiągnięty w grudniu 1988. Miałem więc nadzieję, że około roku 1990 będę
mógł skorzystać z powodzi nowych informacji o Jowiszu i jego księżycach.
Niestety, wskutek tragedii „Challengera” ów scenariusz okazał się niewykonalny; „Galileusz” obecnie
znajduje się w osobnym pomieszczeniu w Laboratorium Napędów Odrzutowych – musi poczekać na
nowy statek-wyrzutnię. Będzie dobrze, jeśli znajdzie się w strefie Jowisza siedem lat po wyznaczonym
terminie.
Postanowiłem nie czekać.
Arthur C. Clarke
Colombo, Sri Lanka
kwiecień 1987 r.
I. Zaczarowana góra
1. Lata hibernacji
– Trzymasz się doskonale jak na siedemdziesięciolatka - zauważył doktor Głazunow spoglądając
znad ostatniego wydruku Medcomu. – Nie dałbym ci więcej niż sześćdziesiąt pięć lat.
– Miło mi to słyszeć, Oleg. Zwłaszcza że liczę już sobie sto trzy wiosny, o czym doskonale wiesz.
– Znów to samo! Mógłby kto pomyśleć, że nie czytałeś książki profesor Rudenko!
– Przemiła, stara Katierina! Planowaliśmy spotkanie z okazji jej setnych urodzin. To takie przykre, że
nie doczekała… Stało się tak dlatego, że spędzała za dużo czasu na Ziemi.
– Co za ironia losu! I pomyśleć, że to właśnie ona ukuła słynny slogan: „Grawitacja sprowadza
starość”.
Doktor Heywood Floyd spojrzał w zamyśleniu na wciąż zmieniającą się panoramę przepięknej
planety, oddalonej zaledwie o sześć tysięcy kilometrów – planety, na której jego noga nie postanie już
nigdy. Istotnie, na prawdziwą ironię zakrawał fakt, że mimo najbardziej absurdalnego wypadku, jaki
przydarzył mu się w życiu, nadal cieszył się wspaniałym zdrowiem, podczas gdy niemal wszyscy jego
przyjaciele poumierali.
Był wówczas na Ziemi dopiero od tygodnia. Wbrew wszelkim ostrzeżeniom i własnemu przekonaniu,
że jemu nic takiego nie może się przytrafić, spadł, a raczej „zszedł” przypadkowo z balkonu drugiego
piętra. (Owszem świętował, ale zasłużył sobie na to – był bohaterem nowego świata, na który wrócił
„Leonow”.) Złamania w wielu miejscach doprowadziły do komplikacji, z którymi mógł sobie poradzić
jedynie personel Szpitala Kosmicznego im. Pasteura.
Wydarzyło się to w 2015 roku. A teraz – z trudem temu wierzył, ale na ścianie wisiał kalendarz – był
już rok 2061.
Biologiczny zegar Heywooda Floyda spowolniał dzięki jednej szóstej ziemskiej grawitacji
w kosmicznym szpitalu, ale to jeszcze nie wszystko – zegar ów dwukrotnie biegł w przeciwną stronę.
Obecnie powszechnie sądzono, choć nie zgadzały się z tym niektóre autorytety, że hibernacja
powstrzymuje proces starzenia, a nawet pozwala odmłodnieć. Floyd stał się młodszy dzięki podróży na
Jowisza i z powrotem.
– Myślisz więc, że całkiem bezpiecznie mogę lecieć?
– W tym Wszechświecie nic nie jest bezpieczne, Heywoodzie. Mogę ci tylko zagwarantować, że nie
istnieją żadne przeciwwskazania natury fizjologicznej. Poza tym na pokładzie „Wszechświata”
znajdziesz się w środowisku podobnym do tego, w którym obecnie przebywasz. Może nie będzie tam
tak… hm… doskonałej opieki medycznej, jaką mamy tutaj u Pasteura, ale doktor Mahindran jest
naprawdę dobry. W przypadku problemów, z którymi nie dawałby sobie rady, może cię znów
zahibernować i przysłać z powrotem do nas.
Floyd bardzo chciał usłyszeć taką diagnozę, mimo to jego radość dziwnie mieszała się ze smutkiem.
Całymi tygodniami będzie daleko od domu, w którym spędził niemal pół wieku, nie mówiąc już
o wszystkich przyjaciołach z ostatnich lat. I choć „Wszechświat” był luksusowym liniowcem
w porównaniu z prymitywnym „Leonowem” (unoszącym się teraz wysoko nad Dalą jako jeden
z głównych eksponatów Muzeum Lagrange'a), w każdej dłuższej wyprawie kosmicznej nadal krył się
pewien element ryzyka. Szczególnie w podróżach o tak pionierskim charakterze jak ta, do której się
właśnie teraz przygotowywał…
Z drugiej strony, może naprawdę tego chciał od życia, mając swoje sto trzy lata na karku (lub tylko
wesołe i szczęśliwe sześćdziesiąt pięć – według kompleksowej diagnozy geriatrycznej nieżyjącej już
profesor Rudenko). Przez całą ostatnią dekadę gnębił go narastający niepokój i niezrozumiały brak
zadowolenia z życia, które stało się zbyt wygodne i poukładane.
Pomimo wszystkich ekscytujących, podejmowanych w całym Układzie Słonecznym projektów –
odnowy Marsa, stworzenia pierwszej bazy na Merkurym, zazielenienia Ganimedesa – Floyd nie mógł
Zgłoś jeśli naruszono regulamin