JAN KARCZEWSKI
BAKCYL
POWIEŚĆ
WARSZAWA BIBLIOTEKA GROSZOWA
&
MIRANDA
Tłoczono w ZakładachGraficznych „Drukarnia Bankowa",Warszawa, Moniuszki 11.
I.
Wszystko, co nastąpiło potem, musiało mieć naturalnie swoje przedtem. Znamy tylko, jeden taki wypadek w historii świata, że w ogóle nic przedtem nie było, a i to nawet nieprawda; przedtem był chaos, z którego powstały Wszechrzeczy.
U nas przedtem było wiele różnych zdarzeń i wypadków, które w przeciągu tysiącleci przewaliły się nad wiecznie młodą ziemią, zaś na początku nowego okresu dziejów, które tu opisać pragnę, jako słupy graniczne widzimy filary długiego mostu kolejowego, które samotne pośród bełkotliwych fal rzeki oczekiwały na połączenie w bratnim uścisku arkad.
Obraz tej budowli, zestarzałej już i zwiędłej, rzec by można, w chwili poczęcia, był niezwykle charaktery styczny dla całej ówczesnej Europy, gojącej z niepewnym uśmiechem rekonwalescenta rany Wielkiej Wojny. Ludzie tej ery stracili możność radowania się z rzeczy wielkich, z prac dokonanych w zachwycie twórczym. Najpiękniejszy gmach czy projekt gigantyczny napełniał ich wielkim przerażeniem — ile to może kosztować?
Tak więc i most nie był budową zdrową, ustawioną choćby tylko po to, by kamieniom, tracącym bezpożytecznie czas w kamieniołomach, nadać kształt pożyteczny dla nóg i przyjemny dla oka. Most nasz był ciężką koncepcją, był decyzją, powziętą z troską, namysłem i zaparciem się twórców, był wielomilionową pozycją, wałkowaną przez wszystkie możliwe budżety i komisje, skreślaną, łataną....
Nic więc dziwnego, że cała budowla owiana była raczej powagą sarkofagu niż wesołością kolebki nowopowstałej formy.
Przewlekłość budowy miała jednak i swoje dobre strony w tym, że zwały materiałów i rusztowań stworzyły w śródmieściu ustronie, do pewnego stopnia niedostępne dla szerszej publiczności, ale właśnie dlatego stanowiące doskonałe schronienie dla różnego rodzaju włóczęgów.
Z nastaniem mroków wybrzeże zaczynało żyć własnym fantastycznym życiem. Gdy tylko dozorcy i kontrolerzy zdążyli zamknąć wrota magazynów i bram, pojawiała się na wybrzeżu armia uczniów różnych szkół. Jak wiadomo, chłopcy zawsze mają coś do załatwienia w niedostępnych zakamarkach. Jak szczury przenikali wewnątrz parkanów przez różne, im tylko wiadome, przejścia, gdzie ruchoma deska funkcjonowała z niezawodną powagą tajemniczej zapadni z sensacyjnego filmu.
Fala ta odpływała prędko, śpiesząc ku stołom z czekającą herbatą; miejsce jej zastępowali inni, nie poszukiwacze przygód i niezwykłości,, ale po prostu, czegoś w rodzaju dachu nad głową. Byli to więc: żebracy, bezdomne włóczęgi zakochani żołnierze, śpieszący w celach eugenicznych z obiektami swych uczuć w gościnny mrok nasypów i zwałów, no i wszelkiego rodzaju element przestępczy, spłoszony ze swych stałych legowisk 1 kryjówek.
Należy jednak podkreślić, że mimo tak zdecydowanie niepewnego i zdeterminowanego charakteru nocnych mieszkańców „terenu budowy”, zbrodnie i awantury nie zdarzały się tam prawie. Istniał jakiś niepisany pakt pomiędzy policją, a mieszkańcami „terenu".
Policja mówiła: — śpijcie sobie, ile chcecie, byle tylko było cicho!
Ludek terenowy odpowiadał: — będzie cicho, tylko nie depczcie nam po piętach.
Eksterytorialność „rejonu budowy” została uznana przez obie strony. Policja, będąc niemal bezsilna w okolicy pełnej szop i rozkopów, omijała ją skwapliwie, zaś „wolny ludek” we własnym zakresie likwidował wszelkie zajścia, jakie tylko nędza i alkohol wywołać potrafią.
Mimo tego pozornego spokoju i porządku dzielnica ta nie cieszyła się w godzinach wieczornych zaufaniem t. zw. lepszej publiczności, a jeśli ktoś zapuszczał się w te strony, to winne były temu kuszące brzegi rzeki, ujęte w bulwary, stworzone do długich wieczornych spacerów i pogwarek.
Wzgórze, z nad zrębu doliny, miasto zaglądało na bulwar chytrymi oczkami błyszczących okienek.
Bulwar trwał w swym niechętnym zamyśleniu.
Opis przyrody, tło lokalne, jak to zwykle nazywają krytycy, zostało, mam wrażenie, wykonane w sposób wystarczający Można by bez wątpienia, wzorem pół...
lara43