Dale Ruth Jean - Cierpienie uszlachetnia.pdf

(601 KB) Pobierz
Ruth Jean Dale
Cierpienie Uszlachetnia
(A Royal Pain)
Przełożyła Małgorzata HeskoKołodzińska
PROLOG
– Weź notatnik, Malcolmie.
Lucretia Addison przestała energicznym krokiem przemierzać gabinet,
aby wydać polecenie asystentowi. Czekając, aż Charles znajdzie oprawiony
w skórę notatnik, oparła się o szklaną szybę luksusowego biura na szczycie
Addison Building w samym sercu Los Angeles i obrzuciła swego asystenta
uważnym spojrzeniem.
Pod klasycznym garniturem i modnymi okularami bez oprawek krył się
bardzo atrakcyjny młody człowiek o bystrym umyśle. Gęste ciemnoblond
włosy rozdzielał przedziałek, zaś oczy miały interesujący odcień błękitu.
Jednak Lucretia Addison najbardziej ceniła sobie jego niekwestionowaną
lojalność oraz umiejętność prowadzenia negocjacji. Charles Lawrence,
dwudziestodziewięciolatek z Kansas City, pracował u niej od dwóch lat jako
kolejne wcielenie pierwszego Malcolma, niejakiego Malcolma Slushera.
Było to dość długo, zważywszy na jej wymagania i trudny charakter.
Pierwszy Malcolm zniknął już dawno, a mimo to Lucretia nazywała
wszystkich asystentów jego imieniem. Twierdziła, że nie zamierza zawracać
sobie głowy takimi szczegółami, jak zapamiętywanie nowych imion. Prawda
była taka, że bardziej zależało jej na utrzymaniu innych w przekonaniu, iż
jest ekscentryczną i oczywiście wyjątkowo błyskotliwą kobietą interesu. Jako
właścicielka międzynarodowej multikorporacji, przynoszącej trzysta
siedemdziesiąt milionów dolarów rocznego dochodu, mogła być tak
ekscentryczna, jak jej się żywnie podobało.
Ze wszystkich Malcolmów Lucretia najbardziej lubiła właśnie ostatniego
przedstawiciela tego gatunku. Co ważniejsze, szanowała tego młodego
człowieka, choć nie miała zamiaru go o tym informować.
– Jesteś gotowy, Malcolmie? – W jej głosie słychać było
zniecierpliwienie.
– Oczywiście. – Jego spokój był dokładnym przeciwieństwem jej
energicznego zachowania.
– Bardzo dobrze. – Znów zaczęła spacerować po gabinecie. – Lista zajęć
na dwudziestego pierwszego lipca. Po pierwsze, nasi ludzie w Hongkongu
mają dokonać zakupu, tak jak zaplanowaliśmy. Zwołaj ich i powiedz, że
Addison Enterprises jest gotowe do przeprowadzki. Trzeba to zrobić szybko i
zdecydowanie. Nie mamy czasu do stracenia.
– Zrozumiałem. – Zanotował kilka zdań i czekał na dalsze polecenia.
– Po drugie – ciągnęła tym samym oficjalnym tonem – zmieniłam zdanie
co do tego brylantowego diademu. Zdecydowałam, że mimo wszystko chcę
go mieć. Ale... życzę sobie, aby dostarczono mi go dzisiaj do południa,
inaczej nici z kupna.
– Jestem pewien, że da się to załatwić – zauważył.
– Tak trzymać, Malcolmie. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
Skinął głową i czekał na polecenie numer trzy. Gdy Lucretia nadal
milczała, popatrzył na nią pytająco.
– Czy to wszystko, Lucy? – zaryzykował.
– Prawie. – Był jedynym pracownikiem Addison Enterprises, który
nazywał ją „Lucy”. Zastanawiała się, dlaczego właściwie mu na to pozwala.
– I ostatnie... – w zamyśleniu wyjrzała przez okno. Dość kręcenia,
przypomniała sobie. Wybrańcy losu to śmiałkowie. Ten, kto się waha, jest
stracony. – I ostatnie... – powtórzyła. – Chcę, aby moja córka wyszła za mąż.
I ty, drogi Malcolmie, masz sprawić, by tak się stało.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Charles Lawrence, zwany Charleyem przez licznych przyjaciół, do
których nie zaliczał swojej szefowej, patrzył teraz na nią w osłupieniu.
– Co takiego? – zapytał, sądząc, że się przesłyszał.
– Powiedziałam, że chcę, aby moja córka wyszła za mąż. Czyżbyś miał
problemy ze słuchem, Malcolmie? Czy może uważasz, że to dziwne? –
Lucretia znów zaczęła spacerować. – Na litość boską, Sabrina ma
dwadzieścia pięć lat. Nie robi się coraz młodsza.
– To zrozumiałem – powiedział. – Chodzi mi o ostatnie zdanie.
– Ach, to. – Wzruszyła ramionami. – Chcę, abyś pomógł mi osiągnąć ten
cel. I zrobisz to.
Charley zacisnął zęby i popatrzył na Lucretię, starając się wymyślić
odpowiedź, która wyrażałaby jego niezadowolenie i nie spowodowała
wyrzucenia z pracy. Czy ona naprawdę sądziła, że...
Oczywiście, że tak. Lucretia Addison przywykła, że dostawała wszystko,
czego zapragnęła, czy był to wysadzany brylantami diadem, czy głowa
jakiegoś nieszczęśnika. Była piranią, chociaż wcale na to nie wyglądała.
Stała teraz przed nim z rękami opartymi na krągłych biodrach.
Przechyliła lekko głowę o bujnych blond włosach i rzuciła mu to dobrze
znane wyzywające spojrzenie. Gdyby nie wiedział, że jest jedną z
najpotężniejszych kobiet interesu i że ma dwudziestopięcioletnią córkę,
pomyślałby, że z pewnością nie skończyła jeszcze czterdziestu pięciu lat. Z
drugiej strony cechował ją większy upór niż stuletnich staruszków.
Niezależnie od tego była wyjątkowo atrakcyjną kobietą, ciężko zresztą na
to pracowała. Kilka razy w tygodniu w firmie zjawiał się jej trener, który
poddawał ją licznym próbom w osobistej minisiłowni. Dzięki temu miała
smukłe, młode ciało i godne pozazdroszczenia nogi. Ubierała się odważnie,
preferowała jaskrawe kolory. Dzisiaj włożyła na siebie czerwoną dżersejową
sukienkę i naszyjnik z pereł, który zapewne wart był więcej niż dług
Zgłoś jeśli naruszono regulamin