Antologia - Tempus Fugit, t.1.pdf

(1431 KB) Pobierz
Tempus Fugit
Tom 1
Wydanie polskie
Data wydania: 2006
Ilustracje:
Grzegorz Domaradzki
Wydawca:
Fabryka Słów sp. z o.o.
www.fabryka.pl
e-mail: biuro@fabryka.pl
ISBN: 978-83-60505-04-5
Wydanie elektroniczne:
Trident eBooks
Tempus fugit, aeternitas manet. Czas ucieka, wieczność czeka. Żyjemy w
zwariowanych czasach. Lot w kosmos odbywa się coraz szybciej, jazda do
biura coraz wolniej.
Charles Lindbergh
Nic tak nie orzeźwia, nie dodaje animuszu, jak kąpiel w czasie. Zawsze
stosowałem tę „chronoterapię” i zalecałem ją swoim czytelnikom, wysyłając
ich albo do dalekich uzdrowisk, odległych o tysiące lat, albo do bliższych,
gdzie trwa kojący dzień wczorajszy.
Jan Parandowski
Jarosław Grzędowicz
urodzony w 1965 roku, debiutował w 1982 roku na łamach
tygodnika „Odgłosy” opowiadaniem Azyl dla starych pilotów. Od
tamtej pory znany z opowiadań publikowanych głównie w
antologiach (1984, Wizje alternatywne, Czarna msza) oraz w pismach
– „Fenix” i „Fantastyka”. Współzałożyciel magazynu „Fenix”, w
którym prowadził dział prozy polskiej, a od 1993 roku był jego
redaktorem naczelnym. Prowadzi stałą rubrykę naukowo-
cywilizacyjną w „Gazecie Polskiej”. Zajmuje się również
tłumaczeniami komiksów, głównie z serii Usagi Yojimbo i Batman.
Nakładem Fabryki Słów ukazały się dotychczas: Księga jesiennych
demonów (2003) – pierwszy autorski zbiór opowiadań grozy, powieść
Pan Lodowego Ogrodu, t. 1 (2005), opowiadanie Wilcza zamieć, które
ukazało się w antologii Deszcze niespokojne (2005), oraz powieść
Popiół i kurz. Opowieść ze świata Pomiędzy (2006). Laureat nagrody
Śląkfa przyznawanej przez Śląski Klub Fantastyki w kategorii Twórca
Roku 2005 oraz nagrody literackiej Sfinks w kategorii Polska Powieść
Roku za książkę Pan Lodowego Ogrodu, t. 1. Jest pierwszym w
historii Nagrody im. Janusza A. Zajdla zdobywcą dwóch statuetek w
kategoriach Powieść i Opowiadanie Roku 2005. Nagrodzone utwory
to Pan Lodowego Ogrodu, t. 1 oraz Wilcza zamieć ze zbioru Deszcze
niespokojne.
Jarosław Grzędowicz
Zegarmistrz i łowca motyli
Zanim gosposia przygotuje moją poranną kawę, robi pierwsze
zakupy. Są takie rzeczy, które muszę mieć na stole codziennie świeże.
Rogaliki z makiem i czarnuszką, pączki i bułki od Wentzla, pudełko
„egipskich”. Ale także „Czas”, „Ilustrowany Kurier Codzienny”,
„Gazetę Polską”.
Poranek zaczynam od prasy. To nie są gazety z moich czasów. Nie
znajdziecie w nich słowa „orgazm”; jest to zjawisko na razie
niezbadane, a w każdym razie tajne. Nie zobaczycie kobiecej sutki,
gołych nóg ani pośladków. Nie ma też pojęć: „menadżer”, „plik avi”,
„hipertekst”, „konceptualizm” ani określenia: „ciepłe, gejowskie
klimaty”...
Przebiegam oczami artykuły, bezwstydnie obnażające poglądy
autorów nieznających poprawności politycznej i maskujące
równocześnie zwykłą niewiedzę. Artykuły oparte na plotkach,
zeznaniach, informacjach przekazywanych telegramem albo przez
telefon. Bawią mnie takie słowa, jak: „referencyj”, „jejmość” albo
„stójkowy”, ale już tylko przelotnie. Wzbudzają najwyżej lekką
pobłażliwość.
Szukam słów, na które jestem wyczulony. Nazwisk, wydarzeń.
Czegoś, co może stanowić oznakę, że świat zamierza potoczyć się taką
Zgłoś jeśli naruszono regulamin