Dahl Arne - Wstrząsy wtórne.txt

(989 KB) Pobierz
	arne



	dahl



	WSTRZÄ„SY WTĂ“RNE





	przełożyła



	Ewa



	Wojciechowska





	Wydawnictwo



	Czarna



	Owca



	Warszawa



	2014





	1





	COĹš WISIAĹO w powietrzu tej



	sierpniowej nocy.



	Nie mógł tego dotknąć, coś jednak



	wyraźnie tam było. Być może



	lodowaty



	podmuch



	wiatru,



	niespodziewana



	siła



	bijÄ…ca



	od



	płynących po niebie sierpniowych



	chmur, może nieznany dotąd ciężar



	ciemnoszarego sklepienia. A moĹĽe



	chodziło



	tylko



	o



	to,



	ĹĽe



	był



	spóźniony.



	Spóźniony…



	Najgorsze było to, że wiedział,



	dlaczego się spóźnia. Ociągał się



	przez całą drogę, zwlekał, niepewnie



	pokonując przestrzeń i czas.



	Czy naprawdę chciał, żeby jego



	życie obrało taki kierunek? Czy



	właśnie do tego punktu miał go



	przywieść cały trud i wysiłek, do



	ktĂłrego tak naprawdÄ™ sprowadza siÄ™



	ĹĽycie?



	Czy



	rzeczywiście



	chciał



	dotrzeć w to miejsce?



	Dobrnąć do tego potwornego



	momentu?



	Jeśli zamierzał zdążyć, powinien



	biec. Więc dlaczego tego nie robił?



	Czyżby nie chciał dotrzeć na czas?



	Czy to aĹĽ takie proste? WĂłwczas



	nazajutrz



	rano



	mógłby



	sobie



	tłumaczyć:



	Nie zdążyłem na metro. Dlatego



	nic z tego nie wyszło.



	Następnym razem, być może.



	Następnym razem.





	RĂłwnie



	dobrze



	mógłby



	powiedzieć: Stało się tak z powodu



	światła.



	Nocnego



	światła



	w Sztokholmie w pierwszych dniach



	sierpnia. Właściwie jest całkiem



	czarno, bo już od pięciu, sześciu



	tygodni noc systematycznie połyka



	kolejne części doby, zarazem jednak



	ma się wrażenie, że dzień jeszcze



	nie do końca to pojął. Wydaje się, że



	trwa walka między dogorywającym



	dniem a nocą, która już zwietrzyła



	okazjÄ™. Walka toczy siÄ™ tylko w tych



	dniach, na poczÄ…tku sierpnia, gdy



	jeszcze ani dzień, ani noc nie



	wiedzą, jaki jest układ sił.



	Mógłby powiedzieć też tak: Stało



	siÄ™ tak przez zapachy. Zapachy,



	ktĂłrym rĂłwnieĹĽ siÄ™ zdaje, ĹĽe lato



	wciąż trwa, zapachy, które wysyła



	świadoma rychłej śmierci miejska



	zieleń, nie mogąc pogodzić się z tak



	krĂłtkim czasem kwitnienia.





	Zupełnie



	jakby



	przyroda



	zapomniała, że to Północ.



	Pewnie tylko dzięki temu ma siłę



	co roku odradzać się na nowo.



	Dzięki życiodajnej niepamięci.



	Dlatego spóźnił się na metro.



	Teraz faktycznie już biegł. Może



	trochę bez przekonania, bez tej siły,



	ktĂłra zwyczajnie nie godzi siÄ™ na



	fakt, że mógłby się spóźnić, siły



	sprawiającej, że każde włókno we



	wszystkich mięśniach daje z siebie



	wszystko,



	by



	przezwyciężyć



	przeszkody i uczynić możliwym to,



	co



	niewykonalne.



	Nie,



	to



	zdecydowanie nie była ta siła –



	przypominało to raczej trucht



	siedemdziesięciolatka.



	Mimo wszystko jednak – biegł.



	Wybrał akurat tę stację, żeby go



	nie



	rozpoznano.



	Postępujemy



	idiotycznie, chcąc zachować dobre



	imię, pomyślał. W oddali, o wiele za



	daleko, dostrzegł szyld stacji metra.



	Bo chyba tak naprawdÄ™ tylko o to



	nam



	chodzi?



	–



	zapytał



	siÄ™



	w myślach. O dobre imię.



	Dobre imię po śmierci.



	 Na nieszczęście do metra był



	jeszcze spory kawałek, a widok



	szyldu stacji sprawiał, że ostatni,



	wiodÄ…cy przez most, odcinek drogi



	zdawał się nie do pokonania. Nie



	z powodu niewystarczających sił



	fizycznych.



	Mówiąc szczerze, nie chodziło też



	o urok tej sierpniowej nocy.



	Przyczyną był jego wewnętrzny



	moralny opĂłr.



	Opór wobec własnej słabości.



	Świadomość, że będzie to zdrada.



	Wiadomo przecież, że słabość jest



	pewnego rodzaju zdradą. Chodziło



	o ten właśnie rodzaj zdrady.



	Nerwowo rzucił okiem na zegarek.



	Została minuta. To jeszcze mogło



	się udać. Wciąż było możliwe.



	W jednej chwili podjÄ…Ĺ‚ decyzjÄ™



	i przyśpieszył kroku.



	Jeszcze może zdążyć na to



	cholerne metro.



	W ostatnich sekundach sprintu



	pozwolił, by przez mózg przetoczyły



	siÄ™



	wszystkie



	wraĹĽenia,



	jakie



	oferowała ta sztokholmska noc.



	WyciÄ…gnÄ…Ĺ‚ z nich prosty wniosek:



	W powietrzu czuć było śmierć.



	Na zewnątrz było niewielu ludzi.



	Powinno ich być więcej, pomyślał.



	Więcej ludzi powinno cieszyć się



	przyrodÄ… w rozkwicie w ostatnie



	noce tego lata. I przede wszystkim



	więcej ludzi powinno go zobaczyć.



	Cały Sztokholm powinien się na



	niego gapić i wytykać go palcem.



	Spodziewał się, że każdy jego krok



	zostanie zauważony, cała droga do



	miejsca



	przestępstwa



	udokumentowana. Lecz tak siÄ™ nie



	stało.



	Zupełnie jakby sztokholmczycy



	nagle zgodnie uznali, że nadeszła



	już jesień.



	Dlaczego ĹĽyjemy teraz w taki



	sposób? – pomyślał. Dlaczego nie



	potrafimy



	wyjrzeć



	poza



	siebie



	samych? Dlaczego tak drastycznie



	skróciła nam się perspektywa?



	Zastanowił się przelotnie, czy



	przyczynÄ… tych refleksji jest fakt, ĹĽe



	on sam jest od niedawna mężczyzną



	w średnim wieku.



	I nagle zdarzyło się coś zupełnie



	niespodziewanego.



	Był



	wtedy



	w odległości nie większej niż



	piętnaście kroków od zejścia do



	metra. Później – poddany ogromnej



	i bardzo nieprzyjemnej presji – był



	zmuszony przywołać w pamięci



	każdy szczegół chwili, gdy stawiał te



	ostatnie kroki.



	Ostatnie kroki tuĹĽ przed tym, nim



	zdecydował się zawrócić.



	Teraz sprawy miały się zupełnie



	inaczej. W tym momencie nie był



	w stanie skupić się na żadnym



	szczególe. Nie potrafiłby również



	żadnego szczegółu zrozumieć.



	Poczuł tylko tąpnięcie, z początku



	całkiem bezgłośne. I mimo że



	wstrząs nie był silny, zrozumiał



	natychmiast – całkiem bez słów –



	że coś się tam wydarzyło. Coś



	zdecydowanie



	odbiegajÄ…cego



	od



	normy. WstrzÄ…s przesunÄ…Ĺ‚ siÄ™ pod



	jego stopami niczym afrykańskie



	larwy gnieĹĽdĹĽÄ…ce siÄ™ pod skĂłrÄ…



	człowieka,



	wiodÄ…ce



	swoje



	pasoĹĽytnicze



	ĹĽycie



	pomiędzy



	naszym



	wnętrzem



	a



	naszÄ…



	zewnętrzną powłoką. Właśnie tak



	wyobraził sobie ten wstrząs – jak



	przepełznięcie



	larwy



	tuĹĽ



	pod



	warstwÄ… asfaltu.



	I już wówczas uświadomił sobie –



	nie zrozumiał: uświadomienie



	sobie czegoĹ› i zrozumienie to dwie



	różne rzeczy – że ten lekki, leciutki



	wstrzÄ…s pociÄ…gnie za sobÄ… kolejne



	zjawiska.



	Że będzie brzemienny w skutki.



	NastÄ…piÄ… po nim wstrzÄ…sy wtĂłrne.



	Najpierw rozległ się dźwięk, ostry,



	przenikliwy. Kakofonia wytrysnęła



	jak strumień wymiocin z otworu,



	z którego wytaczały się ruchome



	schody. Później, mimo że dawano



	mu na to aĹĽ nazbyt wiele szans, nie



	był w stanie tego opisać. Nie



	naprawdÄ™ wiernie. Nie za pomocÄ…



	odpowiednich słów. Jedynie za



	pośrednictwem obrazów, porównań,



	analogii. Ten dźwięk był jak ryk



	jakiegoĹ›



	prehistorycznego



	kataklizmu.



	Niczym wrzask dobywajÄ…cy siÄ™



	z trzewi.



	Potem pojawił się dym. Buchnął



	z wejścia do metra jak z krateru



	wrzÄ…cego wulkanu.



	Był też równie gorący.





	Właśnie



	w



	tej



	chwili



	on



	zdecydował się zawrócić.



	WiszÄ…cy po drugiej stronie ulicy



	szyld metra rozprysnÄ…Ĺ‚ siÄ™ na



	kawałki i opadł na ziemię niczym



	gwiezdny deszcz.





	2





	Z INTERNETOWEGO WYDANIA



	„Kvällstidningen”



	piÄ…tek 5 sierpnia, godz. 1.18





	Czy do Szwecji dotarł terroryzm?



	To,



	czego



	obawialiśmy



	siÄ™



	najbardziej od wielu lat?





	Dzisiejszej nocy, o godz. 00.59,



	eksplodował wagon niebieskiej linii



	metra, na odcinku między stacjami



	Stadshagen



	i



	Fridhemsplan.



	Wybuch



	nastąpił,



	gdy



	pociÄ…g



	wjeżdżał na stację Fridhemsplan.



	Eksplozja



	spowodowała



	chaos



	w całej sieci metra, w tej chwili nie



	kursujÄ… ĹĽadne pociÄ…gi.



	Gdy tylko uda nam się uzyskać



	relacje



	naocznych



	świadków,



	natychmiast



	zamieścimy



	je



	w naszym serwisie. BieĹĽÄ…cÄ… relacjÄ™



	z tych dramat...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin