J. Lynn - IV - Zaufaj ze mną.pdf

(782 KB) Pobierz
Rozdział 1
Jase Winstead to kawał wrednego sukinsyna.
Zajęcia z astronomii to ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę
bladym świtem, czyli o dziewiątej, zwłaszcza że przypominały mi o
pierwszym roku studiów, bo wtedy też chodziłem do profesora
Drage’a, i o tym, dlaczego musiałem zrezygnować. I naprawdę nie
trzeba mi było jeszcze irytujących SMS-ów od Jase’a z gadaniem,
dlaczego zapisywanie się na zajęcia przed południem jest szkodliwe dla
zdrowia.
Biorąc pod uwagę, że miałem za sobą jakieś – ja wiem? – tak na
oko ze dwie godziny snu, a w ustach wciąż posmak tequili i innych
rzeczy, o których nie chciałem nawet myśleć, byłem chodzącym
przykładem tego, jak student nie powinien wyglądać pierwszego dnia
semestru zimowego.
Obserwowałem zamykające się drzwi do sali astronomicznej, a
potem zerknąłem na telefon. SMS kusił.
„Urwij się, mam browara. X-Box. FIFA13”.
Kurczę, kuszące. Ollie rozwalił naszego X-Boxa w poprzedni
weekend, w czasie morderczej rozgrywki w
Call of Duty.
Byłem już parę minut spóźniony.
Astronomia czy piłka na Boksie? Niezbyt trudny wybór.
Podjąłem decyzję, obróciłem się na pięcie i zacząłem odpisywać
Jase’owi, ale właśnie w tej chwili podwójne drzwi otworzyły się z
hukiem, jakby po schodach leciało tornado. Odwróciłem głowę w samą
porę, żeby zauważyć, że coś małego i rudego wpada prosto na mnie.
Nie było jak uniknąć zderzenia.
Drobne ciałko runęło na mnie, a potem odskoczyło, odrzucone
siłą zderzenia, i zatrzepotało rękami jak tonący. Torba, która wyglądała,
jakby ważyła więcej niż właścicielka, przyciągała ją do ziemi.
Zareagowałem instynktownie. Wystrzeliłem naprzód, rzuciłem
swoje rzeczy i złapałem dziewczynę w pasie, a wtedy jej torba
poleciała w jedną stronę, a zawartość w drugą. Wyrywała mi się jak
zabawka na sprężynie, więc objąłem ją mocniej i uziemiłem, zanim
zdołała zrobić sobie poważną krzywdę. Zadarła głowę. Włosy w
odcieniu głębokiego kasztanu opadły jej na twarz. Pachniała jagodami i
czymś piżmowym, przyjemnym.
Cholera jasna, staranowała mnie jagodowa babeczka!
Roześmiałem się i wsunąłem telefon do kieszeni, a potem
chciałem już ją puścić, ale ona jakby się zacięła. Stężały jej wszystkie
mięśnie. Była bardzo drobna, ledwie sięgała mi do ramienia, ale nagle
wydała się jeszcze mniejsza, jakby zapadła się w sobie. Coś jej się
stało?
Poza tym, coś jej się chyba pomyliło i przyszła tutaj zamiast do
ogólniaka, który był niedaleko.
– Rany – powiedziałem. – Nic ci się nie stało, skarbie?
Nie odzywała się przez pół minuty, więc zacząłem się naprawdę
martwić. Potem wzięła głęboki wdech i przy tym otarła się o mnie
piersiami. Zamarłem, bo poczułem je na sobie. Zdecydowanie to nie
była laska z ogólniaka, chyba że zaczęły się rozwijać znacznie szybciej
niż za moich czasów. Jeśli tak, zazdrościłem gnojkom z liceum.
Dobra, teraz czułem, że powinienem wziąć prysznic.
Czyżbym jeszcze nie wytrzeźwiał po wczorajszym? Na to
wyglądało.
– Hej – spróbowałem jeszcze raz. – Wszystko dobrze? – Kiedy
odpowiedzi wciąż nie było, uniosłem jej palcami podbródek. Miała
miękką, ale bardzo chłodną skórę. Zacząłem się zastanawiać, czy
można zemdleć, ale cały czas stać. Lekko uniosłem jej głowę i
otworzyłem usta, żeby ponowić pytanie, ale słowa zamarły gdzieś w
połowie drogi między mózgiem a aparatem artykulacyjnym.
Zamrugałem jak totalny debil, bo jakoś mi się wydawało, że
może to odmieni widok przed moimi oczami. Nie, żebym chciał go
zmieniać, ale bez jaj…
Jaki koleś nie ma słabości do rudzielców?
„Ładna” to zdecydowanie niedopowiedzenie. Miała duże oczy w
ciepłym odcieniu whisky. Nosek zdobiły piegi, miała też wyraźnie
zaznaczone kości policzkowe. Usta w kolorze czereśni, szerokie jak na
tę drobną twarz, pełne i jędrne. Takie usta mogły sprawić, że facet…
– Puść mnie!
Stanowczość jej głosu, podszytego z trudem kontrolowaną
paniką, sprawiła, że natychmiast ją puściłem i na wszelki wypadek
cofnąłem się o krok.
Zachwiała się trochę, gdy straciła oparcie i prawie znów
wyciągnąłem ręce, ale postanowiłem zadbać o swoje jądra. Kiedyś
może będę chciał mieć dzieciaki albo co, a miałem poczucie, że jeśli
znów jej dotknę, może mi się nie udać.
Odgarnęła z twarzy pasma gęstych włosów i ostrożnie odsunęła
się od swojej torby. Uniosła oczy okolone gęstymi rudawymi rzęsami i
przez moment żadne z nas się nie ruszało. A potem nagle spojrzała na
moją twarz i niżej. Laska najnormalniej obcinała mnie wzrokiem!
Może jednak moim plemnikom nic nie groziło.
Lekko się zarumieniła.
– Przepraszam. Spieszyłam się na zajęcia. Jestem spóźniona i…
Uśmiechnąłem się szeroko i ukląkłem, żeby pozbierać jej rzeczy.
Nie ogarniałem, po co jednej dziewczynie tyle długopisów. Niebieski.
Fioletowy. Czarny. Czerwony. Pomarańczowy. Jezu, o co chodzi? Kto
pisze na pomarańczowo?!
Przykucnęła obok mnie, zebrała resztę, a miedziane włosy
posypały jej się na twarz.
– Nie musisz mi pomagać.
– Nie ma sprawy. – Podniosłem kartkę, która okazała się planem
zajęć. Szybki rzut oka potwierdził moje przypuszczenia: dopiero
zaczynała.
– Astronomia? Też tam idę.
Jase, browar i FIFA13 będą musiały poczekać.
– Spóźnisz się przeze mnie. – Wciąż się chowała za włosami. –
Przepraszam, naprawdę.
Wcisnąłem jej do torby ostatni zeszyt i wstałem. Oddałem jej
rzeczy, bo chciałem, żeby na mnie spojrzała. Nie wiem dlaczego, może
jestem mięczakiem, ale lubiłem, kiedy dziewczyny się uśmiechały, a
nie wyglądały, jakby zaraz miały się rozpłakać.
– Nic się nie stało. Jestem przyzwyczajony do tego, że
dziewczyny się na mnie rzucają. – Lekko uniosła brodę, a ja
uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. – Chociaż muszę przyznać, że próba
wskoczenia mi na plecy to coś nowego. Ale podobało mi się.
Podniosła głowę i włosy wreszcie odsłoniły jej twarz.
– Nie zamierzałam wskakiwać ci na plecy ani się na ciebie
rzucać.
– Nie? – Telefon zawibrował mi w kieszeni, ale go olałem. – No
Zgłoś jeśli naruszono regulamin