Stawiam na Tolka Banana - Adam Bahdaj.pdf

(2112 KB) Pobierz
Okładkę projektował Zbigniew Rychlicki
Text © copyright by Adam Bahdaj, Warszawa 1967
Illustrations © copyright by Mieczysław Kwacz, Warszawa
1991
Redaktor
Grażyna Szadkowska
Redaktor techniczny
Adam Zambrzycki
Korektorzy
Elżbieta Bazgier, Anna Morawska-Ryll
CIP — Biblioteka Narodowa
Bahdaj Adam
Stawiam na Tolka Banana / Adam Bahdaj;
il. Mieczysław Kwacz . — [Wyd. 5]
- Warszawa: „Nasza Księgarnia”, 1991
- (Klub Siedmiu Przygód)
ISBN 83-10-09419-1
PRINTED IN POLAND
Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia", Warszawa 1991 r
Wydania piąte. Ark.wys.11,5 Ark druk Al 15.0
Zakłady Graficzne w Gdańsku. Gdańsk, ul Trzy Lipy 3 Zam. 220/89
ROZDZIAŁ PIERWSZY
1
— Luluniu, pani Tecia mówiła, że wczoraj znowu oglądałeś w
telewizji jakiś kryminalny film — powiedziała pani Seratowi-
czowa.
Siedzieli na werandzie. Było duszno. Wielkie chmury wyła-
niały się spoza linii dachów, zalewając czystą przestrzeń nieba.
— Amerykański — odparł po chwili chłopiec. — Straszna
bzdura. Pewien facet zastrzelił barmana z baru „Savoya” w
Miami...
— Przecież prosiłam, żebyś nie oglądał tych filmów. Od ilu lat
był dozwolony?
— Od szesnastu, ale koń by się uśmiał. Ten facet zastrzelił go
tylko dlatego, że barman nie podał mu w porę szklaneczki whi-
sky. Zupełna lipa. Czy można za to zastrzelić człowieka?
— Nie można, ale ja prosiłam cię...
— Wiem, mamo, tylko co miałem robić. Strasznie się nudzi-
łem. I w ogóle film był zupełnie do kitu. Ten facet kochał się w
jakiejś Meksykance, która tańczyła w tym lokalu. Nic nie robił,
tylko kupował jej rozmaite brylanty i futra, a ona jednak wolała
jednego toreadora, który podczas corridy zakatrupił byka. Ja
też bym wolał, bo tamten ładowany facet był gangsterem i
przemycał z Hongkongu narkotyki.
Pani Seratowiczowa westchnęła boleśnie.
— A ty na to patrzysz.
— Gdybym wiedział, że to taka bzdura, to nawet nie otworzył-
bym telewizora. Świetny był tylko pościg za tym gangsterem
przez pustynię w Nowym Meksyku. On nawiewał helikopterem,
ale wysiadł mu silnik i musiał nająć mulników. Podobno muły
mogą iść przez pustynię cały tydzień bez jedzenia i bez wody.
Tak mówił Krzyś Sekociński, a on wszystko wie...
— Właśnie — podjęła głosem znużonym pani Seratowiczowa.
— Czy zamiast oglądać ten niedorzeczny film, nie mogłeś za-
dzwonić do Krzysia i zaprosić go do siebie?
— Już wolę oglądać takie filmy.
— Czego ty właściwie chcesz od Krzysia? Przecież to bardzo
miły chłopiec.
— Za bardzo. Mama nawet nie wie, jaki on miły. Ja przy nim
słowa nie mogę powiedzieć, bo on wszystko wie lepiej. On na-
wet wie, kiedy Napoleon przechodził koklusz i kto wynalazł
maszynkę do wyrywania włosów z nosa. Genialny chłopiec,
daję słowo, czyta już angielskie książki, a na obiad mówi:
lunch. Kichać mi się chce, jak na niego patrzę. I w ogóle...
Pani Seratowiczowa uważniej spojrzała na chłopca.
— Przesadzasz, mój drogi. Krzyś jest świetnie ułożony i bardzo
bym chciała, żebyś się z nim zaprzyjaźnił.
— Dziękuję. Zdaje mi się przy nim, że jestem matołem.
— On by cię podciągnął, zajął...
— Dziękuję — uśmiechnął się cierpko. — Zanudziłby mnie na
cacy.
— Jak ty się wyrażasz?
— Przecież tak się mówi.
— To chyba jacyś chuligani używają takich zwrotów.
— Nie chuligani, tylko morowi chłopcy.
— I dziwię się bardzo... — zawahała się chwilę. Naraz ujęła
dłoń chłopca i spojrzała mu w oczy. — Powiedz mi, mój drogi,
dlaczego ty nie masz kolegów?
Chłopiec żachnął się.
— Mama by chciała, żebym miał kolegów, a jak kiedyś przy-
prowadziłem Antosia Fuflewicza, to przez dwa dni wietrzyła
mama mieszkanie.
— Bo, delikatnie mówiąc, Fuflewicz nie mył sobie nóg.
— Nie mył nóg, ale za to morowy chłopiec. Żeby mama wi-
działa, jak on gra w gałę.
— W co?
— No, w piłkę. Jest najlepszym napastnikiem i zawsze gra na
prawym skrzydle.
— A ty, na jakim grasz skrzydle?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin