Albin Siwak-Trwale Ślady.pdf

(892 KB) Pobierz
”Świadom jestem faktu,
że
treść tej książki wywoła liczne burze i chęć zemsty. Mimo tych
obaw, podjąłem decyzję, by nie zabierać ze sobą do grobu tego wierzchołka góry lodowej.
Mam podstawy, by twierdzić,
że
problemy PRL-u i III Rzeczypospolitej są celowo i starannie
zasłonięte przed Narodem, przez wiele formacji politycznych różnych barw i ideologii, a
szczególnie przez
Żydów,
licznie ulokowanych na różnych szczeblach władzy. Wierzę,
że
z
czasem i sprawdzeniu wielu tu opisanych spraw, historia i historycy, a także politycy
przyznają mi rację”.
”(…) 4 stycznia 1972 roku w Warszawie zebrał się Centralny Komitet
Żydów
w Polsce. Mam
wykaz nazwisk i tematy tam omawiane. Chodzi o to,
żeby
polską gospodarkę uzależnić i firm
i finansjery
żydowskiej
w taki sposób, by po kilku latach
Żydzi
mieli decydujący wpływ na
to, co się dzieje w Polsce. Wtedy, gdy otrzymałem te materiały nie byłem jeszcze politykiem
ogarniającym swą wiedzą tę dziedzinę
życia
i polityki i dlatego nie zwróciłem większej uwagi
na te sprawy. Jeśli poruszano temat
Żydów,
uważałem,
że
to Polacy “przeginają”
niepotrzebnie temat.
Absorbowały mnie sprawy związków zawodowych, problemy budownictwa i praca mojej
brygady. Dlatego nie analizowałem informacji otrzymanej od przyjaciela i nie
przywiązywałem dużej wagi do tego tematu. Ten jednak dał mi kolejną notatkę, z której
wynikało,
że
4 marca 1972 roku ponownie zwołano Centralny Komitet
Żydów
w Polsce. W
czasie tego spotkania zajmowano się osobami narodowości polskiej, zajmującymi kluczowe
stanowiska w administracji państwowej, partyjnej i wojskowej.
Najogólniej rzecz biorąc
Żydzi
podzielili ludzi sprawujących władzę na swoich i obcych.
Postanowiono odsuwać od władzy i z
życia
społecznego ludzi nieżyczliwych
Żydom.
Nadal
jednak dość chłodno odnosiłem się to tych wiadomości. Poważnie zainteresowałem się
sprawą dopiero po otrzymaniu kolejnej informacji mówiącej o nadzwyczajnym posiedzeniu
prezydium Centralnego Komitetu
Żydów,
w dniu 11 czerwca 1978 roku, w którym zasiadały
osoby, które jednocześnie pełniły wysokie funkcje w polskim rządzie i w Biurze Politycznym
PZPR. Rozpatrywano tam sprawę podwyżek cen na artykuły
żywnościowe,
w tym mięsne aż
o 80%. W czasie obrad tego
żydowskiego
prezydium padły tam słowa: “Trzeba potrząsnąć
drzewem,
żeby
spadły zepsute owoce”. Tymi “zepsutymi owocami”, które chciano strząsnąć
z drzewa mieli być Gierek i Jaroszewicz.
Wytypowane zostały zakłady, w których dojdzie do rozruchów, a więc będzie to “Ursus” i
radomski “Walter” oraz “Naftoremont”. Oszołomiony tą informacją z początku nie mogłem
uwierzyć,
że
możliwe jest takie manipulowanie załogami robotniczymi. Jednak po dwóch
dniach słyszę w Sejmie jak Premier Jaroszewicz mówi: Mięso i jego przetwory zdrożeją o
69%, a drób o 300%, oraz,
że
towarzysz Pierwszy Sekretarz Edward Gierek popiera te
podwyżki.
Następnego dnia po wystąpieniu Premiera Jaroszewicza, tj. 25 czerwca dochodzi do fali
strajków i protestów w Radomiu, Ursusie i Płocku. 26 czerwca odbywa się telekonferencja
Edwarda Gierka z Pierwszymi Sekretarzami Komitetów Wojewódzkich PZPR. Gierek mówi:
Uważam,
że
w ciągu dnia jutrzejszego i w poniedziałek muszą odbyć się we wszystkich
miastach wojewódzkich masowe wiece. Nawet po sto tysięcy ludzi, muszą to być ludzie
dobrani. W oparciu o dobrany materiał muszą towarzysze powiedzieć,
że
nie popierają metod
chuligańskich i narzuconej woli niewielkich grup. Towarzysze, jest to potrzebne jak słońce,
jak woda, jak powietrze. Jeśli tego nie zrobicie to będę musiał się zastanowić”.
W trakcie pełnienia funkcji szefa Komisji oraz członka Biura Politycznego, generał
zaproponował mi przewodniczenie polskiej delegacji na Zjazd Partii w Kampuczy. Ze
względu na zdobycie nowego doświadczenia i poznania tego egzotycznego kraju, chętnie się
zgodziłem. Po powrocie poszedłem do niego, by zdać mu relację z tej wizyty, a on przywitał
mnie pochwałą: Wiem,
że
przyjęto wasze wystąpienie bardzo dobrze i dużo rozmawialiście z
Pierwszym Sekretarzem i członkami ich Biura Politycznego. Następnie zapytał mnie: Co
ciekawego zauważyliście w ich
życiu
działalności? Zwięźle i konkretnie przedstawiłem
generałowi przebieg całego Zjazdu, oraz tematy poruszane w czasie naszych rozmów.
- Czy już wszystko, spytał, innych uwag nie macie?
- Mam, ale wolałbym ich nie przedstawiać, bo nie chcę was towarzyszu zdenerwować.
- Mimo to, proszę powiedzcie mi, o co chodzi, bo nie lubię niedomówień.
- Oni, towarzyszu generale, cieszą się z faktu,
że
są inną rasą niż my Europejczycy i,
że
nikt z
Europy nie może wmieszać się w ich władzę.
- A konkretnie, o kogo im chodzi?
- Konkretnie o
Żydów.
Oni bardzo dokładnie wiedzą, co
Żydzi
robili w ZSRR będąc w
NKWD i kto to był Beria. Znają też nazwiska naszych
Żydów
w Polsce i tych, co w Ameryce
doszli do fortun i władzy. I z tego są szczęśliwi,
że
ich ten rak, jak sami mówili, nie toczy.
Jaruzelski pomyślał chwilę i odrzekł:
- To nieprawda,
że
nie mają swojego raka. U nich tym rakiem są Wietnamczycy i oni mogą
się w ich rasę wmieszać. A w ogóle, rozumując jak wy, towarzyszu Siwak, doszlibyśmy do
podważenia przyjaźni między narodami. A przecież chodzi nam po dobre stosunki i przyjaźń
między narodami.
- Towarzyszu generale (przerwałem niegrzecznie), dlatego nie chciałem wam o tym mówić,
ale skoro już o tym mowa, to uważam,
że
dobre stosunki między narodami to sprawa, o którą
warto i trzeba walczyć i umacniać te stosunki. Natomiast sprawa, nazwijmy to mniejszości
narodowej, i to takiej, która wcale pięknie się nie zapisała w naszej historii, to jeszcze inny
problem. Dlatego proszę was, poprzestańmy na tym, co już zostało powiedziane.
Ta rozmowa umocniła generała w przekonaniu,
że
jestem
źle
do
Żydów
nastawiony, sam
tolerował ich, a często nawet głośno mówił,
że Żydzi
są inteligentniejsi od Polaków. O tym,
że
tak sądził,
świadczyć
może sprawa Urbana, któremu powierzył funkcję Rzecznika
Prasowego rządu”.
Mój kolega z MSW, stwierdził tak:
“Wielu generałów, którzy chcieli awansować, dało namówić się na
żony Żydówki,
bo one
były gwarancją,
że
będą lojalni.
Mój przyjaciel, generał Wacław Czyżewski, wyjaśnił mi tę sprawę tak:
Kiedy skończyłem studia i awansowałem, to wezwano mnie do kadr i mówią – Towarzyszu
generale, zapowiadacie się na dobrego dowódcę i jest przed wami duża przyszłość, ale
musicie rozwieść się z
żoną,
a my wam damy inną – nie Polkę. Oczywiście,
że
odmówiłem,
bo po pierwsze, mieliśmy już troje dzieci, a po drugie, sam sobie
żonę
wybrałem i nie
pozwolę, by ktoś mi dyktował w tych sprawach. Oczywiście,
że
to zważyło na moich
awansach.
Byliśmy z Moczarem przyjaciółmi i wszystko o sobie wiedzieliśmy – mówił generał
Czyżewski. Przecież całą okupację dowodziliśmy partyzantką na Lubelszczyźnie i tajemnic
przed sobą nie mieliśmy. I ten głupi Mietek uległ im i rozszedł się z
żoną
Polką. Przez całe
życie
tego gorzko
żałował
i zmądrzał dopiero przed
śmiercią,
gdy stwierdził:
Pochowajcie mnie między Polakami na Porytowych Wzgórzach”.
Rozdział XXII książki Albina Siwaka pt: „Trwałe
Ślady”.
A gdyby pan Wieteska prowadził taki dialog ze społeczeństwem, jak pisał w Trybunie w dniu
swego wyboru na szefa warszawskiej organizacji, to z tego dialogu dowiedziałby się,
że
w
województwie, w którym szefuje SLD jest kilkaset tysięcy emerytów i rencistów, którzy
przez dwa lata otrzymują tyle, ile pan Wieteska za jeden miesiąc. I gdzie tu dialog głodnego z
sytym?
Małą książeczkę, broszurę napisałem w 1981 roku, w roku IX Nadzwyczajnego Zjazdu Partii,
a jednocześnie w okresie najsilniejszego umocnienia się „Solidarności” i odchodzenia z partii
ludzi, którzy jej opuszczać nie powinni. Oto wstęp do tej książeczki:
„Ja, robotnik budowlany, zwracam się do was robotnicy w całym kraju, byśmy nie pozwolili
sobą manipulować nikomu. Toczy się bardzo złożona i chytra walka, właśnie o klasę
robotniczą i o klasę chłopską /…/. Zwracam się do was w sprawie zwracania legitymacji.
Dlaczego zwracacie legitymacje partyjne wy, którzy macie czyste ręce i sumienia? Robotnicy,
którzy powinniście rozliczyć złodziei. Wy chcecie odejść, bo nie możecie znieść myśli,
że
jesteście w jednej partii z ludźmi, którzy zawiedli was. To nie wy powinniście z tej partii
odchodzić, a wszyscy ci, co partii użyli do własnych, brudnych spraw. A wy ich powinniście
wyrzucić!”. Jakże pasują te słowa również do obecnej sytuacji.
Z partii wtedy także odchodzili dobrzy, uczciwi ludzie, bo widząc zło w partii woleli od tego
zła odejść. W tym okresie „Solidarność” miała podobno 10 milionów członków. A dziś? Ze
źródeł
solidarnościowych wynika,
że
około miliona, a składki płaci podobno połowa tego.
Można postawić to samo pytanie, które ja zadałem w 1981 roku robotnikom – członkom
PZPR. Dlaczego właśnie wy odchodzicie? Wy, sól i kręgosłup „Solidarności”? Odpowiedź
otrzymujemy od ludzi, którzy w 1980 roku i później gorąco wierzył i w ideały „Solidarności”,
a teraz przekonali się,
że
niewiele lub wcale nie zrealizowano z tego, co wtedy, tam w
Gdańsku sami głosili.
Widzimy,
że
nie my robotnicy mamy wpływ na to, co dzieje się w Polsce. Po naszych plecach
do władz weszli ludzie mający inne cele i
że
są to ludzie noszący w swych sercach nienawiść
do Polski i Polaków, ale sprytnie przykrywają ją miłym, aczkolwiek sztucznym uśmiechem.
Tak mówią dziś zawiedzeni i rozgoryczeni Polacy, którzy zawierzyli swym przywódcom i
doradcom, którzy podobno byli namaszczeni do pełnienia wysokich funkcji we władzach.
Czyż nie tak samo było przez całe dziesięciolecia w PZPR? Czy robotnicy, na których
opierała się siła partii i którzy byli szkieletem i fundamentem partii, mieli coś do powiedzenia
w tych najżywotniejszych sprawach Polski? Nie, oni niewiele mieli dopowiedzenia w
najważniejszych sprawach kraju. Za nich decydowało grono osób, którym jak ojciec w
testamencie dano wieczną władzę i monopol na wiedzę.
W widoczny sposób odchodzili od zasad i statutu partii. Wykorzystywali swe wysokie
funkcje, by urządzić siebie i swoich najbliższych. Takich ludzi było dość sporo, podobnie
zresztą jak obecnie w „Solidarności”. A tym, którzy nie chcieli dołożyć ręki i nagiąć się do
różnych brudnych spraw, wtedy i dzisiaj przypina się łatę „nie nasz”. Cóż mogli wtedy zrobić
ci „nie nasi” i co teraz mogą zrobić ci współcześni „nie nasi”? Wtedy nawet nie mogli głośno
mówić,
że
nie podoba się im i nie chcą uczestniczyć w tym brudnym interesie. Mogli
zamanifestować swoje niezadowolenie i rzucić legitymacje, i to zrobiło dość dużo osób. Co
mogą dziś zrobić ci, co widzą zło w działalności swych kolegów?
Dziś mogą głośno protestować i nawet są tacy, co to robią, ale i teraz koledzy natychmiast
dorobią im opinię,
że
przeszli na stronę „komuchów”. Niestety, u nas zapanowała moda,
że
każdą, choćby najbardziej słuszną krytykę, traktuje się jak osobisty atak, na który trzeba
odpowiedzieć odwetem.
Gdy 16 lutego 2000 roku w Pałacu Staszica odbyła się oficjalna promocja moich wspomnień
z Libii pt. „Od łopaty do dyplomaty”, nie znalazł się nikt, kto wyrażałby się negatywnie o
moim pisaniu i dopiero kilka miesięcy później spotkałem się z krytyką. Do głosów krytyki,
zawsze przywiązywałem dużą uwagę. Rozsądna krytyka jest twórcza i wręcz niezbędna, ale
pod warunkiem,
że
krytykowany urząd lub człowiek, chce tych krytycznych głosów słuchać i
wyciągać z nich wnioski. Krytyczne głosy moich czytelników, dotyczyły różnych elementów
wspomnianej książki i do
żadnego
z tych czytelników nie czułem pretensji,
żalu
czy złości.
Był tylko jeden głos, z którym nie zgadzałem się, ponieważ czytelnik zarzucał mi,
że
piszę,
gdyż chcę być sławny i
że,
mimo iż mój czas się skończył, ja rzekomo nadal chcę zaistnieć.
Nie zgadzam się z tą opinią, bo uważam, iż jest wobec mnie fałszywa i nie ma w niej niczego
wspólnego z prawdą. Dlaczego więc napisałem tamtą książkę? Dlaczego napisałem także tę
książkę pt. „Trwale
ślady”?
Od chwili, gdy rozpocząłem swą aktywną działalność związkową i później polityczną,
starałem się nie być biernym wobec otaczającej mnie rzeczywistości. Chciałem mieć prawo
głośnego wypowiadania swojego zdania i własnych opinii na wiele spraw. Jeśli człowiek
żyje
aktywnie, obserwuje i uczestniczy we wszystkim, co się wokół niego dzieje i stara się
wyciągać z tego wnioski, to wówczas nie sposób milczeć i nie podzielić się tym ze swoimi
przyjaciółmi i współtowarzyszami pracy j i działalności.
W burzliwym 1981 roku odbył się IX Nadzwyczajny Zjazd Partii. Polska lewica j wierzyła,
że
najwyższy organ władzy politycznej, wówczas Zjazd rządzącej partii,! zdoła wypracować
program, który zaakceptuje cały naród, członkowie partii i bezpartyjni. Również ja nie byłem
wyjątkiem i wierzyłem w taką możliwość, mimo,
że
prywalnie od członka Biura
Politycznego, pierwszego sekretarza Białorusi, Maszerowa wiedziałem,
że
wśród członków
ich Biura dojrzewa myśl,
że
tego ustroju dalej nie należy umacniać. Doszli oni do wniosku,
że
przy tej gospodarce nie da się wypracować należytego poziomu
życia
ludzi i wcześniej czy
później może dojść do rozruchów i siłowego obalenia tej władzy. To oczywiście było wielką
tajemnicą części ich władzy, ale te koncepcje przenikały również do Polski.
Również u nas byli ludzie, którzy nie mieli już serca do dalszego powtarzania,
że
ten ustrój
jest najlepszym ustrojem na
świecie.
My, lewica, zdawaliśmy sobie sprawę,
że
ta myśl drąży
tę skałę bardzo mocno, jak krople wody spadające na kamień i z czasem może ona rozsadzić
wszystko to, co do tej pory uznawane było za fundamentalne i nienaruszalne. I u nas też byli
ludzie, którzy mówili,
że
„tak dalej być nie może”, ale nie mówili jednocześnie tak, jak ludzie
„Solidarności”,
że
odrzucimy wszystko i na gruzach zbudujemy nową Polskę, ale uważali,
że
nie wolno wyrzucać na
śmietnik,
również tego wszystkiego, co było dobre.
Nie wolno powtarzać,
że
socjalizm miał tylko same złe strony, bo przecież obok zła, były też
dobre strony. Nawet sam papież Polak (polskojęzyczny zdrajca Polaków/admin) zdenerwował
przywódców z Zachodu, gdy powiedział. Cytuję:
„W socjalizmie były liczne ziarna prawdy. Była opieka nad biednymi, mieszkania dla nich,
oświata i służba zdrowia za darmo. A przede wszystko praca dla każdego, czego w obecnym
ustroju nie ma”. A więc naszym zdaniem, należało to co dobre zachować, a wszystko co złe
odrzucić. Ale takich rozwiązań bali się i w Rosji i u nas. Na to trzeba było odwagi i czasu, a
tego drugiego wtedy już nie było. Opozycja robiła wszystko,
żeby
zdobyć władzę, a my
żeby
jej na razie nie oddać. Przecież
żyją
jeszcze ci członkowie naszego Biura Politycznego, którzy
na własne uszy słyszeli jak Gorbaczow, będąc jeszcze Pierwszym Sekretarzem, mówił:
„Powinniście porozumieć się z opozycją i dopuścić ją do okrągłego stołu i do władzy”. Mówi
to do nas Polaków w Polsce, gdy w prawie całej Polsce były już strajki. Skoro to mówił, to
Zgłoś jeśli naruszono regulamin