Ania-z-Wyspy-Księcia-Edwarda(1).pdf
(
1334 KB
)
Pobierz
MONTGOMERY LUCY MAUD
ANIA Z WYSPY KSIĘCIA EDWARDA
OPRACOWANIE I POSŁOWIE benjamin lefebvre
PRZEŁOŻYŁ paweł clemniewski
Wydawnictwo Literackie
Tytuł oryginału
The Blythes Are Quoted
Text by L.M. Montgomery and Afterword copyright © 2009 David Macdonald, trustee, and
Ruth Macdonald and Benjamin Lefebvre
L.M. Montgomery and L.M. Montgomery's signature and cat design are trademarks of Heirs
of L.M. Montgomery Inc.
Anne of Green Gables and other indicia of „Anne"
are trademarks and Canadian official marks
of the Anne of Green Gables Licensing Authority Inc.
© Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo Literackie, 2011
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-04661-6 — oprawa broszurowa ISBN 978-83-08-04676-0 — oprawa twarda
CZĘŚĆ PIERWSZA
Wydarzenia opisane w pierwszej części tej książki toczą się przed pierwszą wojną światową.
Akcja w drugiej części rozgrywa się po zakończeniu wojny.
W książkach Tęczowa dolina i Rilla ze Złotego Brzegu wspomniany zostaje wiersz Kobziarz,
którego autorem był Walter Blythe. Wiersz ten został opublikowany przed śmiercią Waltera
podczas pierwszej wojny światowej. Chociaż utwór w rzeczywistości nigdy nie powstał,
wielu czytelników pisało do mnie z pytaniem, gdzie mogliby go znaleźć. Kobziarz został
napisany niedawno, ale jego wymowa wydaje się nawet bardziej aktualna teraz niż kiedyś.
KOBZIARZ
Czy pamiętasz te chwile, kiedy Kobziarz zawitał? Czy pamiętasz dźwięk kobzy i dolinę
wśród pól? Wielu poszło słuchając czaru jego wołania, Mimo przestróg, ostrzeżeń, gorzkich
słów pożegnania. Wabił pieśnią wędrowca, cudną magią muzyki, Delikatnie szemrzącej
niczym leśne strumyki.
7
Przyjdzie Kobziarz raz jeszcze w pełną cieni dolinę, Zagra znów swoje pieśni pośród klonów
i traw. I pójdziemy raz jeszcze znów od domu do domu, I umierać w cierpieniu nie żal będzie
nikomu. Czy zaboli? Zaboli, lecz dźwięk rogu wolności Zabrzmi znów tryumfalnie cudną
pieśnią przyszłości.
PARU GŁUPCÓW I JEDNA ŚWIĘTA
— Zamierza pan zamieszkać u Długiego Aleca?! — wykrzyknął zdumiony pan Sheldon.
Stary pastor kościoła metodystów w Mowbray Nar-rows rozmawiał z nowym pastorem w
salce katechetycznej. Stary pastor — odchodzący na emeryturę — z sympatią traktował
swojego młodego następcę. Z sympatią, ale i odrobiną zazdrości. Stojący przed nim
mężczyzna przypominał mu jego samego sprzed czterdziestu lat... Był młody, pełen
entuzjazmu i nadziei, rozsadzała go energia i poczucie misji. W dodatku był przystojny. Pan
Sheldon uśmiechnął się w duchu, zastanawiając się, czy Curtis Burns jest zaręczony.
Najprawdopodobniej. Większość młodych pastorów miała swoje wybranki serca. Ale nawet
jeśli Burns się nie zaręczył, w Mowbray Narrows nie braknie niewieścich serc, które mocniej
zabiją na jego widok. Cóż, trudno będzie im się dziwić.
Tego popołudnia odbyło się przyjęcie powitalne, a po nim nastąpiła wieczerza,
zorganizowana w piwnicy. Curtis Burns poznał większość swoich parafian i uścis-
S
nął im dłonie. Teraz, rozmawiając w tej ocienionej winoroślami salce ze starym panem
Sheldonem — swym otaczanym niemal czcią poprzednikiem, który resztę swoich dni
postanowił spędzić w pobliskiej wiosce Glen St. Mary — Curtis był zadowolony, choć czuł
się nieco onieśmielony, a jednocześnie lekko zmieszany. Podobno pan Sheldon
przeprowadzał się, by mieszkać .bliżej doktora Gilberta Blythe'a ze Złotego Brzegu.
Niektórym metodystom ze starszego pokolenia niezbyt się to podobało. Uważali, że pastor
Sheldon powinien korzystać z porad i usług lekarza metodysty z Lowbridge.
—
To naprawdę dobra parafia, porządni i lojalni ludzie, panie Burns — mówił pastor
Sheldon. — Mam nadzieję, że pańska posługa w Mowbray Narrows okaże się szczęśliwa i
błogosławiona.
Curtis Burns uśmiechnął się. A gdy się uśmiechał, w jego policzkach pojawiały się dołeczki,
nadając twarzy chłopięcy, trochę nieodpowiedzialny wygląd. Pan Sheldon poczuł ukłucie
wątpliwości. Nie przypominał sobie żadnego pastora z dołkami w policzkach, nawet wśród
prezbiterian. Czy to przystoi księdzu? Tymczasem Curtis Burns odpowiedział, a w jego głosie
wyczuwało się właściwą dawkę pokory i nieśmiałości:
—
Jestem pewien, że jeśli mi się tu nie powiedzie, będzie to całkowicie moja wina, panie
Sheldon. Brak mi doświadczenia. Czy mógłbym od czasu do czasu zasięgać pańskiej rady?
—
Z wielką przyjemnością pomogę panu we wszystkim, w czym tylko będę mógł —
zapewnił pan Sheldon, a jego wątpliwości ulotniły się w mig. — Dobrych rad mi
nie brakuje. Jednej udzielę panu już teraz. Jeśli będzie potrzebował pan lekarza, niech pan
pośle po metodystę. Ja miałem wiele kłopotów przez moją przyjaźń z doktorem Blythe'em. I
niech pan zamieszka na plebanii, a nie wynajmuje pokoju.
Curtis ze smutkiem pokręcił głową.
—
Nie mogę tak uczynić, panie Sheldon. Przynajmniej nie teraz. Nie mam grosza przy
duszy, za to długi do spłacenia. Minie trochę czasu, zanim ureguluję rachunki i oszczędzę na
tyle pieniędzy, by móc pozwolić sobie na zatrudnienie gospodyni.
Ach, czyli młody pastor nie zamierzał się żenić!
—
No cóż, jeśli nie da rady, to trudno. Ale niech pan się przeprowadzi na plebanię
najszybciej, jak tylko to możliwe. Pastor powinien mieć swój własny dom. A plebania w
Mowbray Narrows to całkiem przytulne miejsce, choć ma już swoje lata. Bardzo przyjemnie
mi się tam mieszkało... Przynajmniej na początku, aż do śmierci mojej żony, dwa lata temu.
Od tamtego czasu doskwierała mi samotność. Gdyby nie przyjaźń z Blythe'ami... Choć wielu
parafian było zgorszonych, w końcu Blythe'owie to prezbiterianie. Tak czy inaczej, dobrze
będzie się panu mieszkać u pani Richards. Ona już o pana zadba.
—
Niestety, pani Richards nie wynajmie mi jednak pokoju. Musiała pojechać do szpitala,
czekają poważna operacja. Zamieszkam u pana Fielda... a raczej Długiego Aleca, bo tak
chyba jest nazywany w okolicy. Dziwne przydomki nadajecie ludziom w Mowbray Narrows.
Z kilkoma już się zetknąłem.
I to właśnie wtedy pan Sheldon wykrzyknął:
—
U Długiego Aleca?! — W jego głosie kryło się coś więcej niż tylko zaskoczenie.
—
Owszem. Poprosiłem jego i jego siostrę, by przygarnęli mnie na parę tygodni.
Obiecałem, że będę grzeczny. Szczęściarz ze mnie — to oprócz domu pani Richards jedyne
miejsce położone tak blisko kościoła. Ale musiałem się natrudzić, by ich przekonać do tego
pomysłu.
—
Ale... u Długiego Aleca? — pan Sheldon nie mógł się nadziwić.
Curtis pomyślał sobie, że zaskoczenie starego pastora jest... zadziwiające. Podobnie
zareagował doktor Blythe, gdy usłyszał, gdzie Curtis zamieszka.
Dlaczego wynajęcie pokoju u Długiego Aleca budziło takie reakcje?
Długi Alec wydawał się godnym szacunku, atrakcyjnym młodym mężczyzną. Miał przystojną
twarz, orli nos i łagodne, rozmarzone szare oczy. A jego siostra... słodka istotka, wyglądająca
na zawsze zmęczoną, o delikatnym głosiku, niczym dźwięki fletu. Miała brązową skórę,
brązowe włosy i oczy, a usta szkarłatne. Spośród wszystkich pięknych niczym kwiaty
dziewcząt, które tego wieczoru zgromadziły się w piwnicy i nieustannie posyłały młodemu
pastorowi ukradkowe, nieśmiałe spojrzenia, Burns nie zapamiętał żadnej. Ale jakimś cudem
zapamiętał Lucię Field.
—
Czemu nie miałbym zamieszkać u Długiego Aleca? — spytał.
Przypomniał sobie właśnie, że nie tylko stary pastor i doktor Blythe byli zaskoczeni decyzją o
wynajęciu po-
12
koju u Fieldów. O co mogło chodzić? Przecież Długi Alec zasiadał w radzie wioski. Musiał
cieszyć się dobrą opinią.
Pan Sheldon wyglądał na zakłopotanego.
—
Och, to nic takiego, zdaje mi się. Po prostu... nie sądziłem, że będą chcieli wynająć
pokój komukolwiek. Lucia ma pełne ręce roboty. Pewnie słyszał pan, że opiekują się
kuzynką, inwalidką?
—
Tak, wspominał o niej doktor Blythe. Byłem nawet ją odwiedzić. Co za tragedia... taka
piękna, wspaniała kobieta!
—
Rzeczywiście piękna — przytaknął ochoczo pan Sheldon. — To naprawdę
niesamowita osoba, zdziałała dla Mowbray Narrows więcej dobrego niż inni. Nazywają ją
aniołem. Muszę przyznać, panie Burns, że choć Alice Harper jest przykuta do łóżka, jej
wpływy w całej okolicy są ogromne. Słów mi brakuje, by wyrazić, jak bardzo pomocną mi
była podczas mojej posługi w tej parafii. Zresztą każdy inny pastor powie panu to samo. Jej
cudowne życie to źródło inspiracji. Młode parafianki wprost ją ubóstwiają. Wie pan, że przez
osiem lat uczyła? Do dziś dziewczynki odwiedzają ją tuż po zajęciach szkółki niedzielnej.
Ona ma wpływ na ich życie... Zwierzają jej się ze wszystkich swoich problemów i obaw.
Podobno Alice zeswatała ze sobą więcej par niż pani Blythe — a to już coś! Zresztą to dzięki
Alice właśnie nie doszło w kościele do skandalu, gdy diakon North wpadł w szał, ponieważ
Lucia Field zagrała na poświęconych skrzypcach w trakcie kwesty. Alice przemówiła
diakonowi do rozsądku. O wszystkim opowiedziała mi później
w zaufaniu, dodając tu i ówdzie swoje żartobliwe uwagi. Setnie się ubawiłem. Gdyby też
słyszał ją diakon! Alice ma ogromne poczucie humoru. Czasami cierpi straszliwie, ale nigdy
nikt nie słyszał choćby słowa skargi z jej ust.
—
Czy jest inwalidką od urodzenia?
—
Och, nie. Dziesięć lat temu spadła ze strychu stodoły. Szukała tam jajek, o ile dobrze
pamiętam.. Przez całe godziny nie odzyskiwała przytomności. A gdy już się ocknęła, okazało
się, że jest sparaliżowana od pasa w dół.
—
Czy zasięgnięto w jej sprawie fachowej porady medycznej?
—
O, tak. Winthrop Field — ojciec Długiego Aleca — sprowadził najlepszych
specjalistów. Nic nie mogli dla niej uczynić. Alice jest córką siostry Winthropa. Jej rodzice
zmarli, gdy była malutka... Jej ojciec zresztą był niezłym nicponiem i alkoholikiem, podobnie
jak i jego ojciec. Więc wychowali ją Fieldowie. Przed wypadkiem była szczupłą, śliczną i
nieśmiałą dziewczyną, która lubiła trzymać się na uboczu, rzadko zadawała się z innymi
ludźmi. Nie wiem, jak się czuła, żyjąc na łasce swojego wuja. Do tej pory jest całkowicie
zdana na pomoc innych. Panie Burns, ona nawet nie może samodzielnie przekręcić się na bok
w łóżku. Ma poczucie, że stanowi ciężar dla Aleca i Lucii. Są dla niej bardzo dobrzy, tego
jestem pewien, ale młodzi i zdrowi ludzie nie są w stanie w pełni zrozumieć cierpienia innego
człowieka. Winthrop Field zmarł siedem lat temu, rok później odeszła jego żona. Potem Lucia
porzuciła pracę w Charlottetown
14
— była nauczycielką w tamtejszym liceum. Wróciła do Mowbray Narrows, by zająć się
domem i usługiwać Alice. Bo Alice nie zniosłaby tego, że opiekują się nią obcy ludzie.
Biedactwo.
—
To musi być trudne dla Lucii — rzekł Curtis.
—
No tak, ma się rozumieć. To dobra dziewczyna, jak sądzę... Blythowie uważają, że
drugiej takiej ze świecą szukać... Z kolei Alec to też porządny chłopak. Może tylko trochę
uparty. Słyszałem plotki o tym, że miał się zaręczyć z Edną Pollock. Pani Blythe chętnie by
ich widziała razem. Ale do niczego w końcu nie doszło. Cóż, farma Fieldów to porządny,
stary dom, może nawet najlepszy w całym Mowbray Narrows... Lucia jest zaradną
gospodynią, mam nadzieję, że dobrze się panu tam będzie mieszkało. Ale...
Pan Sheldon urwał nagle i wstał z krzesła.
—
Ale?... O czym pan nie chce mi powiedzieć? — spytał prosto z mostu Curtis. — Inni
też mieli jakieś wątpliwości, szczególnie doktor Blythe, choć nikt nic konkretnego nie
powiedział. Chciałbym zrozumieć. Nie lubię tajemnic.
—
W takim razie nie powinien pan zamieszkać u Długiego Aleca — rzekł oschle pan
Sheldon.
—
Ale czemu nie? Chyba rodzina mieszkająca na tamtej farmie nie ukrywa żadnej
mrocznej tajemnicy?
—
Cóż, chyba muszę panu o wszystkim powiedzieć. Choć wolałbym, żeby zapytał pan
doktora Blythe'a, bo ja — opowiadając o tym — zawsze czuję się jak głupiec. Myśli pan, że
trudno o wielką tajemnicę w miejscu tak pospolitym jak jakaś farma w Mowbray Narrows?
fó
— była nauczycielką w tamtejszym liceum. Wróciła do Mowbray Narrows, by zająć się
domem i usługiwać Alice. Bo Alice nie zniosłaby tego, że opiekują się nią obcy ludzie.
Biedactwo.
—
To musi być trudne dla Lucii — rzekł Curtis.
—
No tak, ma się rozumieć. To dobra dziewczyna, jak sądzę... Blythowie uważają, że
drugiej takiej ze świecą szukać... Z kolei Alec to też porządny chłopak. Może tylko trochę
uparty. Słyszałem plotki o tym, że miał się zaręczyć z Edną Pollock. Pani Blythe chętnie by
ich widziała razem. Ale do niczego w końcu nie doszło. Cóż, farma Fieldów to porządny,
stary dom, może nawet najlepszy w całym Mowbray Narrows... Lucia jest zaradną
gospodynią, mam nadzieję, że dobrze się panu tam będzie mieszkało. Ale...
Pan Sheldon urwał nagle i wstał z krzesła.
—
Ale?... O czym pan nie chce mi powiedzieć? — spytał prosto z mostu Curtis. — Inni
też mieli jakieś wątpliwości, szczególnie doktor Blythe, choć nikt nic konkretnego nie
powiedział. Chciałbym zrozumieć. Nie lubię tajemnic.
—
W takim razie nie powinien pan zamieszkać u Długiego Aleca — rzekł oschle pan
Sheldon.
—
Ale czemu nie? Chyba rodzina mieszkająca na tamtej farmie nie ukrywa żadnej
mrocznej tajemnicy?
—
Cóż, chyba muszę panu o wszystkim powiedzieć. Choć wolałbym, żeby zapytał pan
doktora Blythe'a, bo ja — opowiadając o tym — zawsze czuję się jak głupiec. Myśli pan, że
trudno o wielką tajemnicę w miejscu tak pospolitym jak jakaś farma w Mowbray Narrows?
— była nauczycielką w tamtejszym liceum. Wróciła do Mowbray Narrows, by zająć się
domem i usługiwać Alice. Bo Alice nie zniosłaby tego, że opiekują się nią obcy ludzie.
Biedactwo.
—
To musi być trudne dla Lucii — rzekł Curtis.
—
No tak, ma się rozumieć. To dobra dziewczyna, jak sądzę... Blythowie uważają, że
drugiej takiej ze świecą szukać... Z kolei Alec to też porządny chłopak. Może tylko trochę
uparty. Słyszałem plotki o tym, że miał się zaręczyć z Edną Pollock. Pani Blythe chętnie by
ich widziała razem. Ale do niczego w końcu nie doszło. Cóż, farma Fieldów to porządny,
stary dom, może nawet najlepszy w całym Mowbray Narrows... Lucia jest zaradną
gospodynią, mam nadzieję, że dobrze się panu tam będzie mieszkało. Ale...
Pan Sheldon urwał nagle i wstał z krzesła.
—
Ale?... O czym pan nie chce mi powiedzieć? — spytał prosto z mostu Curtis. — Inni
też mieli jakieś wątpliwości, szczególnie doktor Blythe, choć nikt nic konkretnego nie
powiedział. Chciałbym zrozumieć. Nie lubię tajemnic.
—
W takim razie nie powinien pan zamieszkać u Długiego Aleca — rzekł oschle pan
Sheldon.
—
Ale czemu nie? Chyba rodzina mieszkająca na tamtej farmie nie ukrywa żadnej
mrocznej tajemnicy?
—
Cóż, chyba muszę panu o wszystkim powiedzieć. Choć wolałbym, żeby zapytał pan
doktora Blythe'a, bo ja — opowiadając o tym — zawsze czuję się jak głupiec. Myśli pan, że
trudno o wielką tajemnicę w miejscu tak pospolitym jak jakaś farma w Mowbray Narrows?
fó
A jednak. Panie Burns, w starym domu Fieldów dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Mieszkańcy
Mowbray Narrows pewnie powiedzieliby panu, że ta farma jest... nawiedzona.
—
Nawiedzona?! — Curtis wybuchnął śmiechem. — Panie Sheldon, i pan w to wierzy?
—
Kiedyś również śmiałem się, słysząc słowo „nawiedzony" — odparł pastor nieco
urażonym tonem. Może i był uważany za świętego, ale nie lubił, gdy kpił z niego jakiś
młodzieniaszek. — Jednak uśmiech zszedł z mojej twarzy, gdy spędziłem w tamtym miejscu
trochę czasu.
—
Ależ pan chyba nie chce mi powiedzieć, że wierzy w duchy, pastorze? — Curtis
pomyślał sobie, że Sheldon dziecinnieje na stare lata.
—
Oczywiście, że nie. A raczej: nie wierzę, że wszystkie dziwne i niewyjaśnione
zdarzenia, do których doszło w tamtym domu w ciągu pięciu czy sześciu lat, mają
nadnaturalne przyczyny. Lecz to nie zmienia faktu, że działy się tam tajemnicze rzeczy... Co
do tego nie ma wątpliwości... Proszę nie zapominać choćby o Johnie Wesleyu...
—
O jakich tajemniczych rzeczach mówimy?
Pan Sheldon odkaszlnął.
—
No... cóż... niektóre z nich wydadzą się pewnie panu niedorzeczne. Ale gdy zestawi
się ze sobą wszystkie tego typu przypadki, sprawa robi się poważna. Poważna przynajmniej
dla tych, którzy mieszkają w tamtym domu. I nie znajdują dla owych zdarzeń żadnego
racjonalnego wyjaśnienia. Panie Burns, zdarza się, że
ktoś przewraca rzeczy w pokojach do góry nogami... Na poddaszu słychać skrzypienie
kołyski, choć żadnej kołyski tam nie ma... Ktoś gra na skrzypcach, choć w domu nie ma
żadnych skrzypiec, no, z wyjątkiem skrzypiec Lucii, które jednak zawsze trzyma zamknięte w
swoim pokoju... Na ludzi w trakcie snu ktoś wylewa zimną wodę... Ktoś ściąga z nich
ubrania... Na strychu rozlegają się okropne wrzaski... W pustych pokojach daje się słyszeć
szepty zmarłych... Na podłogach ktoś zostawia krwawe ślady stóp... Widziano blade postaci
spacerujące po dachu stodoły. Proszę się śmiać do woli, panie Burns. I ja się kiedyś śmiałem.
Plik z chomika:
yututut
Inne pliki z tego folderu:
50 faktów z historii medycyny - paul gill.pdf
(20 KB)
50 faktów z historii medycyny - paul gill.zip
(19 KB)
Aleksy Nikołajewicz Tołstoj - PODCIĘTE SKRZYDŁA.pdf
(333 KB)
Aleksy Nikołajewicz Tołstoj - PODCIĘTE SKRZYDŁA.zip
(316 KB)
Ania-na-uniwersytecie(1).zip
(1117 KB)
Inne foldery tego chomika:
Pliki dostępne do 01.06.2025
Camera
Film i serial
Film i serial 2
Filmy Bollywood
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin