Neves Joao Cesar das - Pierwszy dzień po śmierci.pdf

(1251 KB) Pobierz
JOAO CESAR DAS NEVES
Pierwszy dzien po smierci
JOAO CESAR DAS NEVES
przeklad Ewa LukaszykWydawnictwo WAM
Krakow 2006
Dla Jacinty i Francisca z wielka wdziecznoscia
Rita?! Do zobaczenia wkrotce!
Davidzie, wroc szybko!
"Obyscie uslyszeli dzisiaj glos Jego: <<Nie zatwardzajcie serc waszych>>" -"]]
(Ps95,7-8)
Z glebi serca dziekuje Luisie, Davidowi, Ricardowi, ksiedzu Joao i ksiedzu Ramiro, ktorzy towarzyszyli
mi w tej przygodzie, czytajac wstepne wersje ksiazki Cenne komentarze, ktorych mi udzielili, w
wielkim stopniu wplynely na jej ostateczny ksztalt Ale odpowiedzialnosc za te przygode spada w
calosci na mnie
Umarlem dzis rano. Zaraz po smierci zobaczylem siebie, w plaszczu i z teczka, w czyms w rodzaju
windy. Fakt, ze byla to winda, sam w sobie byl dobrym znakiem, gdyz zwykle jedzie sie nia w gore. Ale
w tej samej chwili pomyslalem, ze przeciez moze ona rownie dobrze jechac w dol. I wtedy
przypomnialem sobie, ze zanim pojade w gore lub w dol, powinienem byc osadzony.
Najprawdopodobniej zatem byla to tylko winda do trybunalu.
Swiatlo
Tym, co najbardziej mnie uderzylo, bylo swiatlo. Lepiej byloby nazwac je Swiatlem, gdyz mialo w
sobie tyle charakteru. Winda byla tak dobrze oswietlona, tak przesycona Swiatlem, ze trudno bylo
patrzec. Musialem przetrzec oczy, zeby przyzwyczaic sie do blasku, ktory poczatkowo zupelnie mnie
oslepial. Zauwazylem wowczas, ze winda nie miala okien, lamp ani zadnego innego oswietlenia.
Niezwykla jasnosc dochodzila z samych scian, a przede wszystkim z sufitu. Ale nie widac bylo zadnego
szczegolnego zrodla blasku. Swiatlo wnikalo do wnetrza windy z zewnatrz.
Sciany nie byly przezroczyste, a mimo to nie stanowily zadnej przeszkody dla Swiatla. Stopniowo
zaczalem szerzej otwierac oczy i przyzwyczajac sie do blasku.
Pierwszym przeblyskiem swiadomosci - oprocz pewnosci, ze umarlem - byla mysl o modlitwie.
Musialem sie modlic, prosic o pomoc, powierzyc sie Bogu. Modlilem sie tyle razy, w tylu roznych
okolicznosciach zyciowych! Zazwyczaj po to, aby prosic o pomoc, ale takze po to, aby dziekowac lub
chwalic Boga. Umarlem modlac sie. A zatem w tym przelomowym momencie rowniez powinienem
sie modlic, prosic i dziekowac. Teraz umarlem i wlasnie w tej chwili Jezus Chrystus, Jego
Przenajswietsza Matka i moi swieci patroni powinni przyjsc mi z pomoca, wlasnie teraz bardziej niz
kiedykolwiek. Wlozylem reke do kieszeni i znalazlem rozaniec. Byl w tym samym miejscu, gdzie
schowalem go przed smiercia. Wyjalem go i zaczalem przesuwac paciorki. Wtedy zauwazylem, ze w
tym miejscu modlitwa jest czyms tak naturalnym jak oddychanie na ziemi. Obecnosc Swiatla
sprawiala, ze modlenie sie bylo bardzo proste, bardzo spokojne. Modlilem sie wiec bez ustanku, bez
trudnosci, bez zbednego rozpraszania sie, nawet kiedy inne mysli przychodzily mi do glowy. Paciorki
przesuwaly sie miedzy moimi palcami w sposob zupelnie naturalny. Wszystko, czego dokonalem w
tym miejscu, dzialo sie podczas modlitwy. Czasem wrecz zapominalem o tym, ze nadal sie modle.
Tutaj modlic sie bylo jak oddychac.
Mialem fizyczna pewnosc, ze umarlem. Nie mialem najmniejszej watpliwosci co do tego. Umrzec bylo
szokiem, a teraz mialem wrazenie, jakbym sie powolutku z tego szoku budzil. W miare jak plynal czas,
coraz bardziej przywykalem do rzeczywistosci smierci i do tego, ze wlasnie w niej sie znajduje.
Umarlem. Caly bylem ta pewnoscia. Ale jeszcze czulem sie zywy. Bylo to zreszta jedyne fizyczne
wrazenie, jakie odczuwalem. Nic mnie nie bolalo, ale -przynajmniej w moim odczuciu - bylem
najzupelniej zywy. Umarlem, ale bylo tak, jakby nic sie nie stalo. Po prostu bylem, sam, w tej windzie.
Wtedy przypomnialem sobie o rodzinie, o zonie i o dzieciach, ktorych zostawilem kilka minut temu.
Ale to wspomnienie bylo bardzo do zniesienia i powoli sie rozwialo. W windzie jakbym sie oddalal od
swojego ziemskiego zycia. A nawet od swojej smierci. Trudno mi bylo przypomniec sobie szczegoly
agonii. W miare jak stawalem sie coraz bardziej swiadomy tego, ze umarlem, stopniowo tracilem z
pamieci szczegoly dawnego zycia. Bylo cos, co nie pozwalalo mi powrocic na ziemie, nawet w
myslach. Zylem teraz w nowym swiecie, rozniacym sie od tego, z ktorego przybylem. Wtedy
poczulem sie bardzo samotny. Modlitwa tylko czesciowo uwalniala mnie od tego uczucia.
Byly tez jednak rzeczy, o ktorych latwo moglem sobie przypomniec. Moje wczesniejsze zycie bylo
obecne, ale w dziwnej postaci. Pamietalem nie tyle to, co robilem, ile to, czego pragnalem. Na
przyklad trudno mi bylo wyobrazic sobie szczegoly pewnych wydarzen, ktore mnie naznaczyly i o
ktorych kiedys sadzilem, ze sa bardzo wazne. Ale przypominalem sobie doskonale projekty, jakie
snulem, nawet te nigdy niezrealizowane. Natomiast miejsca, okolicznosci i twarze innych osob prawie
zawsze sie zacieraly. Nie pamietalem juz rysow twarzy mojej zony i dzieci, ale czulem prawie
namacalnie cala milosc, jaka zywilem do kazdej z tych osob.
Blizni
Nagle obok mnie cos sie poruszylo i dopiero wowczas zauwazylem, ze nie jestem sam.
Przyzwyczajajac sie coraz bardziej do Swiatla, zdalem sobie sprawe z obecnosci moich
wspoltowarzyszy w smierci. Pojalem, ze winda jest calkiem spora i ze wokol mnie znajduje sie chyba
ze dwadziescia osob. Przedtem bylem tak bardzo pograzony we wlasnych myslach, ze nawet nie
zauwazylem obecnosci tych wszystkich ludzi. Tu, w tym miejscu po smierci, zmysly nie dzialaja tak
samo dobrze jak kiedys. Widze i czuje rzeczy, ktorych wczesniej nie czulem. Mam jednak trudnosci z
odczuwaniem tego, co wczesniej bylo naturalne.
Zainteresowalem sie otaczajacymi mnie osobami. Wszyscy milczeli, bardzo powazni, pograzeni we
wlasnych myslach. Mniej wiecej tak jak ja do tej chwili. Byli to mezczyzni i kobiety w roznym wieku,
nawet kilkoro dzieci. Ale najwiecej bylo osob w podeszlym wieku. Wszyscy mieli na sobie plaszcze lub
inne okrycia i jakis bagaz. Nic w ich wygladzie nie zdradzalo, ze zmarli. Najbardziej rzucalo sie w oczy
to, ze niektorzy mieli na czole dziwny, krwistoczerwony znak w
ksztalcie krzyza. Wygladal on jak mala ranka, ale pewnie ich nie bolalo, bo zupelnie nie zwracali na nia
uwagi. Zauwazylem takze, ze i te sie roznily znakami. Wiekszosc miala krzyz z promieniscie
rozchodzacymi sie liniami. Ale para stojaca po mojej prawej stronie miala inne symbole. Staruszek,
ktory podobnie jak ja modlil sie na rozancu, mial na czole znak krzyza z promieniami, ale otoczony
okregiem. Dziewczynka, ktora trzymal za reke, miala tylko krzyz, bez promieni.
Wtedy nagle zrozumialem, jak w olsnieniu, ze to, co widze, to nie ciala, ale dusze. Oczywiscie! Po
smierci, a przed Sadem Ostatecznym i zmartwychwstaniem ciala widac tylko dusze osob. Nic
dziwnego, ze moje zmysly zachowywaly sie w taki dziwny sposob. To byly inne zmysly, nie te, ktorych
uzywalem przez cale zycie.
Miguel
Ten starszy czlowiek z dziwnym znakiem stal pod sama sciana windy i dlatego byl bardzo jasno
oswietlony przez wydobywajacy sie z niej blask, w przeciwienstwie do innych osob, znajdujacych
sie dalej, a takze dziewczynki stojacej w jego cieniu. Zauwazylem wtedy, ze Swiatlo mialo bardzo
dziwne wlasciwosci. Chociaz nigdy w zyciu nie widzialem tego mezczyzny, mialem wrazenie, ze
bardzo dobrze go znam. Chyba wlasnie dlatego, ze widzialem go w Swietle.
Przyjrzalem mu sie uwaznie i dowiedzialem sie, ze nazywa sie M iguel. Nie wiem, w jaki sposob
sie to stalo, po prostu zaczalem miec pewnosc, ze tak sie nazywa. I mialem taka sama gleboka
pewnosc, ze wiem, jak potoczylo sie jego zycie.
Pochodzil z zamoznej rodziny mieszkajacej w pewnym kraju w Ameryce Poludniowej (nie
zrozumialem w jakim, bo niektore szczegoly mi umykaly). Przezyl pierwsze lata swojego zycia w
spokoju i wygodzie. Poniewaz byl inteligentny i przystojny, mial wielkie powodzenie wsrod
nastolatkow w swoim miescie. Mial dziewczyne i myslal o karierze inzyniera.
Wszystko to zmienilo sie pewnego dnia, gdy wybierajac sie na eleganckie przyjecie, zobaczyl w
bramie obdarta dziewczynke proszaca o jalmuzne. Byl to codzienny widok na tych ulicach. Ale to,
co wczesniej bylo zwyczajne, tym razem wywolalo w nim cos w rodzaju szoku. Poczul sie
osobiscie odpowiedzialny za te nedze, ktora wydala mu sie w tej chwili nie do zniesienia. Nie bawil
Zgłoś jeśli naruszono regulamin