James Lee Burke - Bogowie deszczu.pdf

(1715 KB) Pobierz
James Lee Burke
BOGOWIE DESZCZU
Rain Gods
Tłumaczenie
Maciej Potulny
Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im
władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie
choroby i wszelkie słabości.
Mt 10,1
Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania:
„Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta
samarytańskiego! Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu
Izraela. Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie»”.
Mt 10, 5-7
1
1.
Pod koniec wypalonego słońcem lipcowego dnia w południowo-
zachodnim Teksasie, w mieście na skrzyżowaniu dróg, którego
mieszkańcy egzystowali dzięki pobliskiej fabryce lepu na karaluchy,
dopóki przed dwudziestoma laty nie zamknęła jej agencja ochrony
środowiska, młody mężczyzna w samochodzie bez szyb zatrzymał się
przed biało-niebieskim opuszczonym budynkiem stacji benzynowej,
która w okresie wielkiej depresji sprzedawała paliwa Pure, a teraz była
jedynie siedliskiem nietoperzy i zbiorowiskiem naniesionych przez
wiatr biegaczy pustynnych. Obok stacji benzynowej stała drewniana
szopa mieszcząca warsztat; jej spróchniałe deski zapadły się wprost na
zardzewiałą ciężarówkę na zdartych, sflaczałych oponach. W
plastikowej oprawie sygnalizacji świetlnej na kablu rozciągniętym
między dwoma słupami nad skrzyżowaniem widniały ślady po
pociskach kaliber dwadzieścia dwa.
Mężczyzna wszedł do budki telefonicznej i starł dłonią pot z twarzy.
Jego rozpięta na piersi drelichowa koszula była sztywna od soli. Włosy
miał krótko przycięte w wojskowym stylu, niemal do skóry. Wyjął zza
paska półlitrową butelkę bez etykiety i odkręcił nakrętkę. Prawą stronę
jego twarzy przecinała gruba różowa blizna, jasna i błyszcząca niczym
plastik — nie wyglądała jak prawdziwa szrama, lecz jak przyklejona do
policzka atrapa. Mescal był żółty i gęsty od pływających w nim
gąsienic, które błyszczały w świetle zmierzchu, kiedy przytknął butelkę
do ust. Mężczyzna w budce czuł, że serce bije mu coraz szybciej, a pot
spływa strużkami spod pach pod gumkę bokserek. Drżącym palcem
wystukał numer telefonu.
— Słucham — odezwała się policjantka dyżurna.
Dokoła jak okiem sięgnąć ciągnęły się pofałdowane wzgórza w
odcieniu spieczonego ciasta. Monotonny krajobraz składający się ze
skał, rachitycznych krzewów kreozotowych, piasku i jadłoszynów
urozmaicały jedynie stojące tu i ówdzie wiatraki grzechoczące na
wietrze.
— Zeszłej nocy doszło tutaj do strzelaniny. Było wiele strzałów —
powiedział mężczyzna. — Słyszałem je w ciemności i widziałem błyski.
— Tutaj, to znaczy gdzie?
— Przy starym kościele. Myślę, że to była strzelanina. Piłem.
Widziałem z daleka, co się stało. Ze strachu omal nie narobiłem w
spodnie.
Zamilkł na chwilę.
— Czy w tej chwili też jest pan pijany?
— Niezupełnie. To znaczy, wypiłem, ale niewiele. Jedynie parę
łyków meksykańskiej nalewki na robalu.
— Proszę powiedzieć, gdzie pan teraz jest. Wyślemy radiowóz.
Poczeka pan na patrol?
— Nie jestem w nic zamieszany. W tej okolicy kręci się dużo meneli.
Pod samą granicą walają się tony śmieci. Brudne pieluchy, zapleśniałe
ubrania, zepsute żarcie i tenisówki bez sznurowadeł. Na co komu
sznurowadła ze starych tenisówek?
— Poszło o nielegalnych imigrantów?
— Jak już mówiłem, słyszałem jedynie, że ktoś wali z pukawki. To
wszystko, co chciałem zgłosić. Zdawało mi się też, że ktoś otworzył
klapę ciężarówki. Tak, na pewno. Coś szczęknęło w ciemności.
— Skąd pan dzwoni?
— Z tego miejsca, z którego słyszałem strzały.
— Jak się pan nazywa? — A jak można nazwać głupka, który się
łudzi, że warto się wykazać postawą obywatelską? Niech pani na to
odpowie,
ma’am.
Rzucił słuchawkę na widełki, ale chybił. Słuchawka wciąż kołysała
się pod automatem, kiedy młody mężczyzna z różową blizną na twarzy
ruszył w drogę samochodem z oknami bez szyb, przez które wpadał do
środka pył i kurz.
*
O zachodzie słońca, dwadzieścia cztery godziny później, niebo
nabrało turkusowej barwy; po chwili pasma czarnych chmur nad
horyzontem rozjarzył czerwony blask, jakby paleniska w kuźni
mającego powstrzymać wieczorny chłód i utrzymać żar słońca przez
całą noc aż do świtu. Naprzeciw opuszczonej stacji benzynowej, po
Zgłoś jeśli naruszono regulamin