Barbara McCauley - Winnica Ashtonów 12- Za żadną cenę.pdf

(447 KB) Pobierz
Barbara McCauley
Za żadną cenę
PROLOG
Dopóki ten moment nie nadszedł, nigdy nie zastanawiał się
nad swoją śmiercią. Arogancja i duma nie pozwalały mu
dopuścić do siebie myśli o własnym końcu. W wieku
sześćdziesięciu dwóch lat wciąż był mężczyzną w pełni sił.
Męski, przystojny, bogaty ponad wszelkie oczekiwanie, miał
wszystko, czego kiedykolwiek zapragnął, a nawet więcej.
Szybkie samochody, eleganckie rezydencje, każdą kobietę,
o której zamarzył. Syn pośledniego farmera i zastraszonej
wieśniaczki z Podunk w Nebrasce poradził sobie w życiu
nadspodziewanie dobrze. A że w drodze na szczyty zdeptał
kilka nic nieznaczących ludzkich
istnień, to i cóż?
To nie miało dla niego żadnego znaczenia, przynajmniej
dopóki w jego piersi nie eksplodowała kula.
Całkowicie zaskoczony Spencer Ashton spojrzał
na Wayne'a Cunninghama, szumowinę o przetłuszczonych
włosach, który pociągnął za spust, po czym przeniósł wzrok
na stojącą za nim kobietę.
Krew z jego krwi.
Odpowiedziała lodowatym spojrzeniem zielonych
oczu.
Spencer popatrzył na własną dłoń, którą przyciskał do piersi.
Między palcami sączyła się krew. Ciepła, ciemnoczerwona,
spływała po jedwabnym krawacie od Armanie'go za trzysta
dolarów.
Chciał się odezwać, ale z jego ust wydobył się tylko
zduszony szept.
- Co mówisz, tatusiu? - Nienawiść jak żółć sączyła
się z każdego jej słowa. Szyderczo uśmiechnięta przysunęła
się bliżej do skórzanego, biurowego fotela, na którym
umierał Spencer.
- Cóż to, obcięło ci język?
- Grace - zdołał wykrztusić Spencer w powodzi
krwi zalewającej mu płuca.
- Chciałam od ciebie sprawiedliwości, ot co! W końcu byłeś
nam chyba coś winien - syknęła, uderzając się pięścią w
pierś. - Zostawiłeś Granta i mnie kompletnie bez grosza. -
Przesunęła dłońmi po brązowych włosach i mówiła dalej. -
Nasza matka umarła, bo złamałeś jej serce. Nawet nie
pomyślałeś ani o niej,
ani o dzieciach, które porzuciłeś. Przeżyliśmy tylko
dzięki dobroczynności kościelnej. Chodziliśmy głodni i
nosiliśmy stare łachy, a ty mieszkałeś w rezydencji i jadałeś
w pierwszorzędnych restauracjach razem z twoją nową żoną
i czwórką bachorów, które ci urodziła.
Spencer patrzył na córkę, a ból jak mgła przesłaniał mu oczy.
Przez całe lata płacił tej głupiej suce i jej mężowi za
milczenie. Ale teraz, kiedy wszyscy już się
dowiedzieli o jego pierwszym małżeństwie z jej matką
w Nebrasce i o tym, że nigdy się nie rozwiódł z Sal-
ly, nie widział sensu w dalszym uleganiu temu szantażowi.
Kiedy Wayne wyciągnął broń, Spencer ani przez
moment nie przypuszczał, że to zasmarkane zero odważy się
jej użyć.
Ta pomyłka w ocenie sytuacji miała go kosztować
życie.
Wayne wiercił się nerwowo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin