Krzysztof Swoboda - Iwa.pdf

(951 KB) Pobierz
Krzysztof Swoboda
Iwa
© Copyright by Krzysztof Swoboda & e-bookowo
Korekta:
Patrycja Żurek
Grafika na okładce:
shutterstock
Projekt okładki:
e-bookowo
ISBN 978-83-7859-410-9
Wydanie I 2014
Konwersja do epub
A3M Agencja Internetowa
Siedział w towarzystwie dwójki kolegów, obgryzając nerwowo
paznokcie. Dość wysoki, odrastający od ziemi na niecałe 180
centymetrów chudzielec ze standardową, nie wyróżniającą się z
tłumu fryzurą, zachodzącą w ciemny blond. Obserwował
przeszklony gabinet redaktora naczelnego. Szef zazwyczaj stawał
po stronie pracowników i wręcz emanował otwartością, jaka
tutaj symbolicznie przekuwała się na zawsze odsłonięte żaluzje
biurowe i lekko uchylone drzwi, zza których często dało się
słyszeć konkretne, rockowe kawałki napisane i wyśpiewane
przez gwiazdy lat 80. Dzisiejszego dnia, za sprawą trójki
smutnych
panów
w
drogich,
czarnych
garniturach,
legitymujących się siejącymi popłoch legitymacjami, na widok
których nawet największe wygi z policyjnej drogówki spuszczają
wzrok i potulnie wracają do niebieskiego pojazdu, drzwi zostały
zamknięte, a żaluzje opuszczono. Wtedy też ostatni raz widział
skwaszoną minę przełożonego, poczciwego tłuścioszka pod
krawatem, mającego jakiś bliżej niezidentyfikowany pociąg do
szelek, które od kilku dobrych lat, towarzyszyły „rednaczowi”
każdego dnia.
Ledwie dwa razy drzwi gabinetu otworzyły się, raz, gdy próg
przekroczyła sympatyczna sekretarka, niosąca na plastikowej
tacy cztery, świeżo zaparzone kawy. Po raz drugi, kilka sekund
później, gdy zamknęła je za nią wielka, wymuskana dłoń,
otulona czarną, sprawiającą wrażenie drogiej, tkaniną.
Mimo że sprawa mogła wyglądać na zagadkową, to jednak
solidni dziennikarze śledczy, a takich w budynku włącznie z
Sikorskim znajdowało się w tym momencie kilkoro, wiedzieli o
co chodzi. Po prawdzie wszyscy, od wiecznie niezadowolonego
ze swojej sytuacji działu sportowego, przez blogerów po
dziennikarzy terenowych i fotoreportera wiedzieli, że smutni
panowie pojawili się w związku z Aferą Binieckiego:
rozdmuchaną przez Darka sprawą, wedle której w jednym ze
strategicznych ministerstw w kancelarii premiera wielokrotnie
miano dopuszczać się nadużyć finansowych i przyjmowania
łapówek.
Niestety, mimo udanej prowokacji dziennikarskiej, podczas
której wręczono ważnej, ministerialnej figurze pokaźny plik
banknotów, ktoś zdołał w odpowiednim momencie pociągnąć za
sznurki i zaalarmować wyżej postawionych przełożonych. Przy
wyjściu z eleganckiego budynku zaczepili go, niby przypadkowo,
uprzejmie prosząc, aby poddał się krótkiemu przeszukaniu. Nie
usłyszał podstawy prawnej, bowiem wprawny, ledwie co
widoczny dla postronnych cios w splot słoneczny sprawił, że
zgiął się w pół. Czyjaś ręka przytrzymała wątłego mężczyznę. Z
daleka wcale nie wyglądało na to, że dwaj umięśnieni, krótko
ścięci faceci w ciemnych okularach trzymają go teraz z całej siły
za wątłe ramiona, usiłując zadać jak najwięcej bólu.
Zniknął w niedużej, ulokowanej przy głównym wejściu wnęce,
prowadzącej wprost do kanciapy szefa ochrony. Tam też po raz
ostatni widział dyktafon i niedużą kamerę szpiegowską, jaką za
pieniądze wydawnictwa nabył dla Dariusza Sikorskiego główny
przełożony. Spędził w zaciemnionym pomieszczeniu kilka
godzin, odpowiadając na dziesiątki pytań. Pytali o wyjazdy
zagraniczne, o zmarłego ojca i jego pracę, przeglądali kontakty
w telefonie, aby po dłuższym czasie, po nitce do kłębka dokopać
się
studiów
i
kariery
zawodowej.
Wypuścili
go,
zdezorientowanego, późnym popołudniem. Od razu pojechał do
biura, jednak na pasach, oddzielających go od wejścia do
budynku, zaparkowany pojazd mrugnął długimi światłami kilka
razy stronę. Gdy zza przyciemnianej, opuszczającej się szyby
wyłoniła się dobrze znana, wyprana z emocji twarz, przezornie
zawrócił i cały czas czując na sobie wzrok udał się do domu, aby
późną nocą zasnąć.
Teraz, ledwie kilkanaście godzin po tej cholernej wpadce z
uwagą obserwował, jak po blisko godzinnej rozmowie drzwi
gabinetu naczelnego otwierają się. Trójka postawnych mężczyzn
Zgłoś jeśli naruszono regulamin