Lee Wilkinson - Tajemnica Starego Portu.pdf

(625 KB) Pobierz
L
ee
W
ilkinson
Wenecka przygoda
ROZDZIA艁 PIERWSZY
Czerwcowy wiecz贸r by艂 wilgotny, niebo zachmurzone. Sophia Jordan szybkim
krokiem zmierza艂a do domu. Mia艂a na sobie szary p艂aszcz z paskiem podkre艣laj膮cym
tali臋, w r臋ku nios艂a ci臋偶k膮 plastikow膮 torb臋.
Mieszka艂a przy Roleston Square, w wynajmowanym mieszkaniu na parterze,
kt贸re do niedawna dzieli艂a z ojcem. Niestety ojciec zmar艂.
My艣l o pustym mieszkaniu ci膮gle nape艂nia艂a j膮 smutkiem. Ojciec chorowa艂 przez
ostatni rok, ale jego
艣mier膰
- dwana艣cie tygodni temu - by艂a nag艂a i nieoczekiwana.
Pani Caldwell, w艂a艣cicielka domu przy Roleston Square, by艂a wdow膮 i mieszka艂a
po drugiej stronie korytarza ze swoj膮 kuzynk膮 Ev膮. Stara艂a si臋 pom贸c Sophii cho膰by
mi艂ym s艂owem.
Tego ranka Sophia zapuka艂a do niej, by spyta膰, czy staruszka potrzebuje czego艣
ze sklepu. Pani Caldwell, siwow艂osa, pochylona, ale zawsze pogodna, odpar艂a:
- Przyjd藕 do mnie po pracy, moja droga, zjemy razem kolacj臋. Eva wyjecha艂a na
masz nic przeciwko temu.
kurs - doda艂a - wi臋c b臋dziesz musia艂a sama sobie poradzi膰 z gotowaniem, je艣li nie
- Oczywi艣cie,
偶e
nie. Czy chcia艂aby pani,
偶ebym
ugotowa艂a co艣 specjalnego?
- Mo偶e paell臋. Je艣li to nie k艂opot...
-
呕aden
k艂opot.
- Cudownie! - wykrzykn臋艂a uradowana staruszka. - Nie jad艂am paelli od czasu,
gdy Arthur zabra艂 mnie na wakacje do Hiszpanii. Eva nie lubi potraw z ry偶em.
- W takim razie zrobi臋 zakupy po pracy, przebior臋 si臋 i przyjd臋 do pani.
- A ja nakryj臋 do sto艂u - obieca艂a u艣miechni臋ta staruszka. Wr臋czy艂a Sophii list臋
zakup贸w i pieni膮dze. - Cudownie b臋dzie sp臋dzi膰 z tob膮 wiecz贸r i... zje艣膰
艣wie偶o
przygotowan膮 potraw臋 - doda艂a.
Sophia opowiedzia艂a o swoich wieczornych planach Davidowi Rentonowi. By艂
znanym marszandem i w艂a艣cicielem presti偶owej galerii sztuki A Volonte, w kt贸rej
pracowa艂a.
- Dlaczego nie wyjdziesz p贸艂torej godziny wcze艣niej? - zaproponowa艂. - Joanna
sobie poradzi, a ty pracowa艂a艣 po godzinach przy wystawie prac ojca.
艢wietnie
si臋
spisa艂a艣.
Peter Jordan by艂 utalentowanym malarzem amatorem. David - jego wieloletni
2
Sophia pochyli艂a si臋,
偶eby
pog艂aska膰 rudego kota, kt贸ry ociera艂 si臋 o jej nogi.
RS
przyjaciel - wyzna艂 po jego
艣mierci:
- Te prace s膮 wspania艂e. Szkoda,
偶e
nie pozwoli艂 mi ich pokazywa膰. By艂 zbyt
skromny. Pr贸bowa艂em go przekonywa膰, by wystawia艂 swoje p艂贸tna. Mog艂yby
inspirowa膰 innych malarzy amator贸w. Jednak by艂 uparty.
- My艣l臋,
偶e
poma艂u sk艂ania艂 si臋 do twoich sugestii - powiedzia艂a Sophia. - M贸wi艂
o tym kilka dni przed
艣mierci膮.
- W takim razie urz膮dzimy wystaw臋 wspomnieniow膮, retrospektyw臋,
podsumowanie tw贸rczo艣ci. Je艣li do艂膮czymy te偶 jego miniatury, to zape艂nimy antresol臋.
Sophii spodoba艂 si臋 ten pomys艂.
Zebra艂a wszystkie obrazy ojca, z wyj膮tkiem niewielkiego p艂贸tna wisz膮cego w jej
sypialni. By艂 to portret przystojnego m艂odego m臋偶czyzny o jasnych w艂osach i
ciemnych oczach. Grymas jego ust zawiera艂 w sobie jednocze艣nie ascetyzm i
zmys艂owo艣膰. Zawsze robi艂 wra偶enie na Sophii.
Od dzieci艅stwa ten tajemniczy portret by艂
藕r贸d艂em
jej dziwnej fascynacji. Jako
nastolatka mia艂a na jego temat nawet romantyczne sny.
Ojciec, widz膮c,
偶e
Sophia lubi ten obraz, podarowa艂 go jej na szesnaste urodziny.
Peter Jordan czu艂 wielk膮 rado艣膰, gdy malowa艂. To mu wystarcza艂o. Sko艅czone
portrety cz臋sto wr臋cza艂 swoim modelom, obficie szafuj膮c talentem. Co znaczy艂o,
偶e
jego dzie艂a znajdowa艂y si臋 u wielu os贸b.
David zebra艂 to, co m贸g艂 znale藕膰, i sprowadzi艂 do galerii. Sophia sp臋dzi艂a wiele
godzin na wieszaniu obraz贸w, przygotowywaniu katalogu i pisaniu materia艂贸w dla
prasy. Teraz wystawa retrospektywna Petera Jordana by艂a gotowa i czeka艂a na otwarcie
nast臋pnego ranka.
Sophia przyj臋艂a uprzejm膮 propozycj臋 Davida i wysz艂a z pracy o wp贸艂 do si贸dmej.
Zatrzyma艂a si臋 w lokalnym sklepie,
偶eby
zrobi膰 zakupy.
W pi膮tkowy wiecz贸r sklep by艂 pe艂en ludzi. Gdy w ko艅cu szcz臋艣liwie dobrn臋艂a do
kasy w艣r贸d t艂umu klient贸w i sklepowych w贸zk贸w, mia艂a oczko w po艅czosze, a w艂osy,
wcze艣niej ciasno upi臋te, opad艂y jej na plecy. Chcia艂a je ponownie spi膮膰, ale klamra
gdzie艣 przepad艂a.
Gdy wreszcie wysz艂a ze sklepu, na dworze m偶y艂o.
Sophia westchn臋艂a, postawi艂a ko艂nierz p艂aszcza i wepchn臋艂a za ko艂nierz ciemne
g臋ste w艂osy.
Gdy ruszy艂a w stron臋 domu, pomy艣la艂a,
偶e
by艂oby wygodniej, gdyby zakupy -
cho膰by mleko i puszkowane jedzenie dla trzech kot贸w pani Caldwell - spakowano jej
do dw贸ch toreb, nie do jednej. Co par臋 krok贸w musia艂a przek艂ada膰 ci臋偶ar z r臋ki do
3
RS
r臋ki, a plastikowe r膮czki wpija艂y si臋 w palce.
Gdy kolejny raz przek艂ada艂a torb臋 do drugiej r臋ki, jedno ucho p臋k艂o. Zawarto艣膰
wysypa艂a si臋 wprost pod stopy wysokiego jasnow艂osego m臋偶czyzny, kt贸ry szed艂 kilka
krok贸w za Sophi膮.
Inni przechodnie przep艂ywali obok oboj臋tnie, ale nieznajomy zatrzyma艂 si臋,
kucn膮艂 i zacz膮艂 sprawnie zbiera膰 rozsypane zakupy.
Sophia zauwa偶y艂a,
偶e
mia艂 g臋ste w艂osy, kt贸re pod wp艂ywem m偶awki zaczyna艂y
si臋 kr臋ci膰.
Gdy wrzuci艂 do torby ostatnie warzywa, powiedzia艂 ze
艣miechem:
- Dobrze,
偶e
nie by艂o tu jajek. - Mia艂 przyjemny g艂os. I ciekawy akcent, kt贸rego
nie potrafi艂a rozpozna膰.
Trzyma艂 torb臋 jedn膮 r臋k膮, drug膮 podtrzymywa艂 j膮 od spodu. Wsta艂. By艂 wysoki.
Gdy Sophia popatrzy艂a mu w twarz, poczu艂a...
Szok? Zaskoczenie?
Podczas gdy rozs膮dek m贸wi艂 jej,
偶e
to nie mo偶e by膰 on, oczy i serce twierdzi艂y
co艣 przeciwnego.
Chocia偶 nie by艂a pewna, jakiego koloru s膮 jego oczy w otoczeniu ciemnych rz臋s,
to wyraziste m臋skie rysy, pi臋kne ascetyczno-zmys艂owe usta i podbr贸dek by艂y jej tak
bardzo znajome jak w艂asna twarz w lustrze.
Poczu艂a rado艣膰 i zachwyt. By艂a oczarowana, ogarn臋艂o j膮 dziwne uczucie
spe艂nienia - jakby pod艣wiadomie czeka艂a na to spotkanie. Jakby zosta艂o przepowie-
dziane.
- Obawiam si臋,
偶e
torba mo偶e si臋 ca艂kiem podrze膰. Jak daleko musi pani i艣膰? -
przerwa艂 milczenie.
- Niedaleko - wymamrota艂a, nadal oszo艂omiona. - Wzd艂u偶 Roleston Road.
- W takim razie niech pani prowadzi - zasugerowa艂, chwytaj膮c torb臋 mocniej.
Przypomnia艂a sobie o zasadach dobrego wychowania.
- Bardzo dzi臋kuj臋, ale nie chc臋 zabiera膰 panu czasu... - odpar艂a i czeka艂a z
niepokojem na odpowied藕. Je艣li on teraz odejdzie, nigdy wi臋cej go ju偶 nie zobaczy.
Jednak nieznajomy nie mia艂 zamiaru odchodzi膰.
- Tak si臋 sk艂ada,
偶e
id臋 w t臋 sam膮 stron臋 - powiedzia艂 z u艣miechem.
Sophia by艂a tak zachwycona,
偶e
go spotka艂a, i tak oczarowana jego u艣miechem,
偶e
ca艂kiem zapomnia艂a o smutku, kt贸ry towarzyszy艂 jej niezmiennie od wielu tygodni.
- Czy na pewno nie sprawiam panu k艂opotu? - zapyta艂a po kilku sekundach.
- Na pewno - potwierdzi艂. - Mieszka pani przy Roleston Road?
4
RS
- Nie, obok, przy Roleston Square. W jednym z tych starych dom贸w z widokiem
na ogrody.
- Mieszka pani sama? - Uni贸s艂 brwi.
- Teraz tak.
- Jest pani za m艂oda na to,
偶eby
mieszka膰 sama.
- Nie jestem a偶 tak m艂oda.
Popatrzy艂 na jej twarz o jasnej cerze i orzechowych oczach. Mia艂a ma艂y nos i
pe艂ne usta. D艂ugie faluj膮ce ciemne w艂osy wymyka艂y si臋 zza ko艂nierza.
- Wygl膮da pani na szesna艣cie lat - oceni艂.
- Mam dwadzie艣cia pi臋膰.
U艣miechn膮艂 si臋, jakby ta wiadomo艣膰 go zadowoli艂a.
- Od jak dawna mieszka pani sama?
- Odk膮d zmar艂 m贸j ojciec... par臋 miesi臋cy temu.
Us艂ysza艂 smutek w jej g艂osie.
- Czy to si臋 sta艂o niespodziewanie?
- W pewnym sensie. Chorowa艂 jaki艣 czas, ale zmar艂 nagle. - Sophia znowu
poczu艂a
艂zy
nap艂ywaj膮ce do oczu, ale odp臋dzi艂a z艂e wspomnienia.
- A pani mama?
- Ma pani rodze艅stwo?
Zmarszczy艂 brwi.
- Pani ojciec chyba nie by艂 stary?
- Sko艅czy艂 sze艣膰dziesi膮t dwa lata. P贸藕no si臋 o偶eni艂. Mia艂 trzydzie艣ci sze艣膰 lat.
- A po
艣mierci
mamy nie o偶eni艂 si臋 ponownie?
- Nie. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nigdy nie rozumia艂am dlaczego. By艂 przystojny,
utalentowany, wra偶liwy, mi艂y w kontakcie i mia艂 wspania艂e poczucie humoru.
- Utalentowany...?
- Malowa艂 obrazy. - Sophia u艣miechn臋艂a si臋.
- To by艂 jego zaw贸d?
- Nie. By艂 dyplomat膮. Malowanie to jego hobby. Po wypadku, kiedy zako艅czy艂
prac臋 w dyplomacji, malowa艂 wi臋cej.
- Pejza偶e?
- Czasami, ale g艂贸wnie portrety. Jeden z nich bardzo pana przypomina.
Pos艂a艂 jej zaskoczone spojrzenie. Sophia si臋 zaczerwieni艂a.
5
- Zmar艂a, kiedy mia艂am oko艂o siedmiu lat.
- Nie, jestem jedynaczk膮.
RS
Zg艂o艣 je艣li naruszono regulamin