JG - Lawendowe pola.pdf

(2096 KB) Pobierz
Jennifer Greene
Dzikość serca
Tytuł oryginału Wild in the Field
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Raz w miesiącu Pete MacDougal nastawiał się psychicznie na
wybuch rebelii, a potem rzeczywiście musiał stawić jej czoło.
Zmieniały się jedynie rodzaje broni i metody walki przeciwnika. Miny
na twarzach jego czternastoletnich synów zawsze były podobne.
„Nigdy się nie poddamy", mówiły ich oczy, lekko uniesione
podbródki wyrażały upór, a z całej postawy biła zadziorna
nieustępliwość.
Ciężko jest mieszkać pod jednym dachem z nastolatkami,
szczególnie gdy są to bliźniacy. Ale najgorsze było to,
że
synowie
wdali się w niego. To naprawdę nie fair.
- Posłuchaj, tato. Ty nic nie rozumiesz. Nie masz pojęcia, ile
zalet ma mieszkanie bez kobiety. Powinniśmy być wolni.
- Dobra, dobra - mruknął Pete zajmujący strategiczną pozycję w
holu. Zdecydowanym ruchem podał Simonowi wiadro i mopa. Drugi
pomagier, Sean, którego odróżniał od brata jedynie niesforny kosmyk
na czole, próbował oddalić się od odkurzacza.
- Daj spokój, tato. Pamiętasz jeszcze, co to znaczy być wolnym?
Mamy prawo być sobą. Nie jeść warzyw. Nie zmywać, dopóki starcza
czystych naczyń. Chodzić w butach po domu.
Żyć
tak, jak nam się
podoba.
Rura odkurzacza wylądowała w rękach Seana, ale Simon nie
dawał za wygraną:
S
R
1
- Zawsze mówisz,
że
powinniśmy mieć swoje zdanie, prawda?
Otóż myślę,
że
skoro wreszcie udało nam się mieć wolne i nie chodzić
do szkoły, bo jest
śnieżyca,
to sprzątanie jest ostatnią rzeczą, na jaką
powinniśmy wykorzystać ten czas.
Sean niby to niechcący upuścił rurę od odkurzacza.
- A w ogóle, po co to wszystko? - spytał filozoficznie. - Ledwie
posprzątasz, a znowu jest brudno. Zresztą, cóż złego jest w brudzie?
Ja lubię brud. Simon też. No, a dziadzio to już w ogóle uwielbia.
Tylko ty...
- Jak jest brud, to nie ma kobitek, prawda, tato? A jak się je
jabłka, to się nie choruje...
- Dość tego - warknął Pete. Wiedział,
że
zaraz szlag go trafi. Jak
co miesiąc. Kwestią otwartą pozostawało tylko, w którym momencie
to nastąpi. - Koniec dyskusji. Jeśli nie chcecie mieć szlabanu na
wyjścia z domu do końca
życia,
macie natychmiast wymyć podłogi i
odkurzyć dywany. No i
łazienki
- inspektor sanitarny zabroniłby z
nich korzystać. Tam po prostu
śmierdzi.
No, jazda, ruszać się.
- Ja nie sprzątam
łazienki
- burknął Sean do brata.
- Ja też nie...
-Obie
łazienki
na górze - przerwał Pete podniesionym głosem. -
A wszystkie brudne ręczniki i
łachy
macie znieść do pralni... - Pete
zobaczył, jak wiadro ląduje na głowie Simona, a mop wali w Seana.
Potem rozległy się dzikie wrzaski, przypominające odgłosy walki
ulicznych kocurów. Po wrzaskach nastąpiły kolejne ciosy, piski i
chichoty.
S
R
2
- Nie wykręcicie się od pracy, choćby nie wiem co! - wołał za
nimi Pete. - Nie obchodzi mnie, ile wam to zajmie. Możecie pracować
nawet do północy. Dom ma być czysty. Spokój! Bo chwycę was za
łby
i walnę jednym w drugi!
Chłopcy wiedzieli,
że
nigdy tego nie zrobił i nie zrobi, ale
zwykle ta pogróżka była skuteczna. Tym razem jednak pech chciał,
że
właśnie w tej chwili ukazał się stary pan MacDougal, przechylony
przez poręcz schodów.
Ian, wsparty na lasce, wyglądał wprawdzie dość słabowicie, ale
udzielił silnego poparcia młodzieńcom, negatywnie wypowiadając się
na temat sprzątania i wychwalając uroki
życia
bez kobiet, Ian
MacDougal był bez wątpienia dziadkiem, który postępował
niewychowawczo. Chłopcy go za to uwielbiali. Teraz też zaczęli go
błagać, by wziął ich stronę w zmaganiach
ż
okrutnym poganiaczem
niewolników, który uważał się za ich ojca.
- Mam dość tego użerania się co miesiąc. Chyba zaraz rozwalę
ze złości jakąś
ścianę.
To nie dom, ale jakiś chlew! Dość gadania na
dzisiaj i ciebie to też dotyczy, tato. No, jazda, chłopcy, do roboty!
Wreszcie chłopcy powlekli się po schodach na górę, robiąc
możliwie jak najwięcej hałasu dźwiganym sprzętem, a Pete zaczął się
zastanawiać, czy stary dom na farmie zostanie posprzątany, czy raczej
zrujnowany. Gdy tylko synowie zniknęli z pola widzenia, nastąpiła
seria dramatycznych odgłosów.
Źródło
tych dźwięków było
tajemnicą, ale całość można by było zinterpretować jako połączenie
trąbienia słoni z wyciem kojotów i okrzykami bratobójczej walki.
S
R
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin