1310. DUO Sundstrom-Thomas Linda - Gorączka świątecznej nocy.pdf

(677 KB) Pobierz
Linda Thomas-Sundstrom
Gorączka świątecznej nocy
Tłumaczenie:
Edyta Tomczyk
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Chaz Monroe potrafił ocenić kobietę jednym rzutem oka. Blondynce z kołyszącym się kucykiem,
która szła przed nim korytarzem, dałby prawie dziesięć punktów.
Szczupłe biodra poruszały się w rytm jej kroków, schowane ponad linią obcisłej czarnej spódnicy,
która uwydatniała nogi – długie i zgrabne, w cieniutkich czarnych rajstopach. Miała na sobie
niebieski miękki sweterek, który podkreślał smukłe ciało, a na stopach czarne skórzane baleriny,
które lekko obniżały ogólną ocenę. Do takiej kobiety pasowałyby czerwone satynowe albo zamszowe
szpilki, pomyślał Chaz.
Tak czy owak ich właścicielka budziła zachwyt, choć to nie był czas ani miejsce na tego rodzaju
fantazje. Przecież chodzi o podwładną.
Szła energicznie, prawie wyzywająco. Podeszwy delikatnie uderzały o podłogę, nie robiąc dużo
hałasu. Szedł za nią, aż skręciła w prawo, w stronę otwartej przestrzeni biurowej. Tymczasem on
skręcił w lewo i, gdy szedł do swojego gabinetu, nadal czuł jej zapach, subtelny i prawie słodki,
choć pozbawiony typowej dla damskich perfum kwiatowej nuty.
Niestety musi myśleć i zachowywać się jak nowy właściciel agencji reklamowej w sercu
Manhattanu. Przejęcie firmy wyklucza związki, randki i flirty. Od dwóch miesięcy żył niczym mnich,
a w jego kalendarzu nie było miejsca na rozrywki. W stosunkowo krótkim czasie musi usprawnić
firmę. To priorytet. Od tego zależy jego przyszłość. W kupno tej agencji zainwestował bowiem cały
swój kapitał.
Pogwizdując, minął Alice Brody, swoją sekretarkę, energiczną kobietę w średnim wieku o dużych
oczach i kędzierzawych włosach. Wszedł do gabinetu przez drzwi opatrzone tabliczką z nazwiskiem
byłego wiceprezesa, który sprawił, że agencja z grona najlepszych spadła do grupy średniaków.
Nijakość w zarządzaniu była nie do zaakceptowania w firmie, gdzie praca reszty zespołu wydawała
się bez zarzutu.
– Planowałeś na dziś jeszcze jedno spotkanie – krzyknęła za nim Alice.
– Potrzebuję trochę czasu – odparł Chaz przez ramię. – Możesz mi przynieść dokumenty, o które
prosiłem?
– Już po nie idę.
Ton głosu Alice sprawił, że zaczął się zastanawiać, o czym mogła myśleć. Czuł na sobie jej
spojrzenie. Gdy się odwrócił, uśmiechała się do niego. Był przyzwyczajony do tego, że podoba się
kobietom, choć to starszy brat Rory był prawdziwym ciachem. To on stał się sławny i bogaty, więc
panny sunęły za nim sznurem. Chaz musiał wiele jeszcze zrobić, by dorównać bratu.
Po pierwsze był zdecydowany uporządkować sprawy związane z umowami o pracę i zmotywować
wszystkich do szybkiego wdrożenia nowego planu rozwoju. Musi też postanowić, jak rozmawiać
z Kim McKinley, powszechnie rekomendowaną na stanowisko wiceprezesa, które on czasowo
zajmował, nie ujawniając, że jest nowym właścicielem. Przede wszystkim chciał ustalić, dlaczego
Kim ma w kontrakcie klauzulę wyłączającą ją z kampanii reklamowych prowadzonych w okresie
Bożego Narodzenia. Nie mógł tego zrozumieć i postanowił dowiedzieć się więcej o Kim, która
prowadziła czerech najważniejszych klientów firmy. Ludzie inteligentni, tym bardziej tacy, którzy
aspirują do wysokich stanowisk, muszą być elastyczni. Głupio byłoby, gdyby musiał postawić
ultimatum. Ale pewnie spotkanie potoczy się dobrze. Kontakty z personelem były jego działką, gdy
wcześniej w imieniu rodziny dokonywał przejęć firm.
Chęć rozwiązania problemów agencji i zwiększenia dochodów spowodowała, że kupił tę firmę.
Desperacko chciał też pokazać bratu, na co go stać. Agencja funkcjonowała całkiem dobrze,
brakowało jej tylko opiekuna, dlatego zmienił się w nowego wiceprezesa. Wydawało mu się
bowiem, że pracownikom łatwiej będzie współpracować z wiceprezesem niż z właścicielem.
Chaz odwrócił się na dźwięk otwieranych drzwi. To była Alice z teczką opasaną grubą gumką.
Podziękował jej i poczekał, aż wyjdzie. Potem zdjął gumkę, otworzył teczkę i przeczytał: „Kimberly
McKinley, lat dwadzieścia cztery, ukończyła z wyróżnieniem studia na Uniwersytecie
Nowojorskim”. To już wiedział. Pobieżnie przejrzał pochwały. Pracowita, uczciwa, inteligenta,
pomysłowa i przedsiębiorcza, z dobrą bazą klientów. Wspaniały pracownik rekomendowany do
stanowisk kierowniczych. Odręczny zapisek na marginesie: „Warta swojej pensji”.
Chciał jeszcze sprawdzić jeden szczegół: stan cywilny. Osoby niezwiązane węzłem małżeńskim
przeważnie bardziej angażują się w pracę. Szybki awans Kimberly McKinley wiązał się pewnie nie
tylko z jej talentem zawodowym, ale także z brakiem innych zobowiązań.
Spojrzał przelotnie na puste krzesło i z powrotem utkwił wzrok w papierach. Bębnił palcami
o biurko. „Jak bardzo zależy ci na awansie, Kim?”, mógłby ją zapytać. Gdyby go dostała, byłaby
najmłodszym wiceprezesem w historii reklamy. On nie miał z tym problemu, wydawało się też, że
Kim McKinley jest naprawdę godna przezwiska nadanego przez współpracowników: Wonder
Woman.
Jej klienci nie chcieli z nikim innym pracować, o czym na pewno wiedziała i czego użyje jako
argumentu przy próbie narzucenia jej świątecznych kampanii, które wyraźnie jej nie odpowiadały.
Czy klienci odeszliby, gdyby zbyt mocno naciskał i spowodował jej rezygnację z pracy? Plotka
głosiła, że trzech z nich miało nadzieję, że zajmie się też kampaniami bożonarodzeniowymi.
Podniósł wzrok i zobaczył stojącą w drzwiach Alice – zupełnie jakby wyczuła, że jej potrzebuje.
– Jak Kim reaguje na to, że pominięto ją przy awansie?
– Obiecano jej to stanowisko. Jest rozczarowana – wycedziła Alice.
– Jak bardzo?
– Bardzo. Jest cenionym pracownikiem. Szkoda byłoby ją stracić.
Chaz pokiwał głową zamyślony.
– Myślisz, że mogłaby odejść?
Alice wzruszyła ramionami.
– Możliwe. Mogę wymienić kilka agencji w mieście, które chętnie by ją zatrudniły.
W tej sytuacji przypuszczalnie będzie musiał obchodzić się z nią jak z jajkiem.
Pokiwał głową. Tylko Alice wiedziała, że jest właścicielem agencji.
– Dlaczego nie bierze świątecznych kampanii?
– Nie mam pojęcia. To musi być coś osobistego.
– Dlaczego sądzisz, że chodzi o sprawy osobiste? -drążył Chaz.
– Popatrz na jej stanowisko pracy.
– A co ono ma do rzeczy?
– Do świąt zostały dwa tygodnie, a nie ma na nim żadnego świątecznego akcentu, z wyjątkiem
czerwono-zielonego długopisu – odparła Alice.
Obraz blondynki z korytarza wciąż tkwił mu w głowie. Zastanawiał się też, czy Kim McKinley
okaże się taka, jak myślał, czyli stanowcza i zasadnicza. Może nosi okulary lub tweedową garsonkę,
by sprawiać wrażenie starszej i poważniejszej.
– Dziękuję, Alice.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekła Alice, zamykając za sobą drzwi.
Chaz usiadł w fotelu i rozejrzał się po gabinecie. Wolałby nie działać w ukryciu. Udawanie nie
było jego mocną stroną. Kilka lat temu był kierownikiem w agencji, jeszcze zanim związał się
z rodzinnymi interesami, nieraz więc przeżywał trudne chwile jako pracownik. Jednak gdy już
ujawni, że jest właścicielem, kandydat na wiceprezesa będzie musiał wykazać się czymś więcej niż
tylko pochlebnymi ocenami i grupą zadowolonych klientów.
Nie był przekonany, że osoba na tym stanowisku może unikać kampanii, które przynoszą tak duże
dochody. Obrócił się w stronę okna, skąd miał widok z lotu ptaka na ulicę. Na dworze już zapadł
zmierzch, wstał i wyjrzał przez okno. W dole wśród świątecznych dekoracji czterech mikołajów
prowadziło zbiórkę pieniędzy na cele charytatywne.
Rozległo się pukanie do drzwi. Nie była to Alice, która wchodziła bez pukania. Z kolei myśl, że
ktoś mógłby przemknąć się obok niej niezauważony, wydawała się śmieszna. Ostre pukanie
powtórzyło się, a potem klamka w drzwiach się poruszyła. Wyglądało na to, że osoba za drzwiami
nie zamierza czekać na zaproszenie. Drzwi z impetem otworzyły się. Na progu stała kobieta we
Zgłoś jeśli naruszono regulamin